Właściwie we wszystkich relacjach przytaczanych przez polsatowską „Interwencję” powtarza się jeden element – kilkugodzinny czas oczekiwania na przekazanie pacjenta, który został przywieziony do szpitala. Ratownicy przez 4-7 godzin czekają w karetce razem z przewożoną osobą i nie są w stanie udzielać pomocy kolejnym potrzebującym. Niejednokrotnie dochodzi do sytuacji, gdy dyspozytorzy nie mogą wysłać do potrzebujących żadnego ambulansu, ponieważ wszystkie karetki czekają w długim sznurze przed szpitalem, w którym nie ma miejsca dla zwożonych pacjentów.
Ratownicy: Rekordziści stoją po 26 godzin
Zdarzają się jednak przypadki jeszcze bardziej nieprawdopodobne. – Karetka eska, która jest jedną z dwóch w Lublinie robi 120 km do szpitala, żeby oddać pacjenta, bo nigdzie nie ma dla nich miejsc. A rekordziści stoją po 26 godzin pod izbą przyjęć. Trzy zmiany – opowiadał Paweł Krasowicz, ratownik i dyspozytor pogotowia z Lublina. – Akumulatory się rozładowują, są przypadki, że karetki nie można uruchomić – wtóruje mu ratownik Władysław Demkiewicz.
Ratownicy: System jest niewydolny
Nie brakuje sytuacji, gdy pacjentów z koronawirusem trzeba po prostu zostawić w domu. – Ludzie są zagubieni, zmęczeni. Niektórzy są zdeterminowani do tego stopnia, że posuwają się do gróźb, sądzą, że my jesteśmy winni – opowiada Grzegorz Martyniuk. Nie sądziłem, że dożyjemy takich czasów, że tak to będzie wyglądało. System jest niewydolny, źle to funkcjonuje. Na każdym kroku jest źle – podsumowuje Paweł Krasowicz, ratownik i dyspozytor z Lublina.
Ratownicy: Lepiej nie musieć liczyć na karetkę
O trudnej sytuacji w dający do myślenia sposób alarmuje też autor najpopularniejszego w kraju bloga poświęconego pracy ratowników medycznych. „Nasz znajomy Ariel Szczotok wystosował Apel do którego my się przyłączamy – bierzcie regularnie leki, zwolnijcie za kółkiem, dbajcie o siebie. To już nie są żarty” – możemy przeczytać na Facebooku.
facebookCzytaj też:
Andrzej Duda pokonał koronawirusa i od razu odpisał na list prezydenta Niemiec. „Lieber Frank...”