Resort zdrowia w niedzielę przekazał informację o 24 tys. 785 nowych zakażeniach koronawirusem. Zmarło kolejnych 236 chorych. – To są pierwsze sygnały świadczące o stabilizacji fali epidemicznej. Jeżeli spojrzymy na wcześniejsze dane, gdzie liczba zachorowań wzrastała z dnia na dzień o 2-3 tys., jak również liczba osób hospitalizowanych była wysoka, to w ostatnich dniach te liczby nie rosną tak szybko. Tempo wzrostu już przyhamowało na początku tygodnia, a dzisiaj mamy pierwszy dzień, kiedy tych zachorowań jest mniej, niż średnia z ostatnich trzech dni – zwrócił uwagę dr Grzesiowski.
Koronawirus w Polsce. Krzywa zachorowań wypłaszcza się?
Ekspert dodał, że w niedzielę jest wykonywanych nieco mniej testów, ale jest to na tyle niewielka różnica w stosunku do poprzednich dni, że nie jest przyczyną tego spadku zachorowań. – Można powiedzieć, że krzywa zachorowań zaczyna się powoli wypłaszczać, co nie znaczy, że to już jest sukces, bo oczywiście tych zachorowań jest ogromna ilość, ponadto dane z testów są niedoszacowane co najmniej kilkukrotne, bo wielu pacjentów nie jest badanych, więc w rzeczywistości chorych jest znacznie więcej – zaznaczył immunolog. -Najważniejszym parametrem jest liczba pacjentów przebywających w szpitalach, która nadal jest bardzo wysoka – dodał.
Wskazał, że jest już „zarysowana tendencja stabilizacji, a ostatnie cztery dni to są właściwie minimalne wzrosty”. - Tak ta epidemia przebiega, że w pewnym momencie udaje się przełamać tendencję wzrostową i stabilizuje się liczba przypadków, a potem powoli zaczyna spadać. Oczywiście liczba przypadków to jest pochodna tego, czy się skutecznie chronimy nosząc maski, dezynfekując ręce, zachowując dystans i unikając spotkań – przypomniał. - Ponadto, trzeba pamiętać, że po pierwszej wysokiej fali, następują dwie mniejsze fale w odstępie kilku tygodni – zauważył.
Obostrzenia nie były konieczne?
Jak podkreślił dr Grzesiowski, „muszą upłynąć co najmniej dwa, trzy tygodnie od wprowadzenia pierwszych ograniczeń, żeby ocenić, czy są skuteczne, bo najdłuższy okres wylęgania tej choroby wynosi 14 dni”. – Być może kolejne ubiegłotygodniowe ograniczenia nie były konieczne, bo efekty tych pierwszych, z 26 października, jeszcze nie zaczęły być w pełni widoczne – wskazał.
– Natomiast, rozumiem rząd w tym sensie, że stara się za wszelką cenę ograniczyć naszą mobilność i kontakty międzyludzkie, bo te ostatnie ograniczenia mają tak naprawdę zlikwidować powody wyjścia z domu i spotkań ze znajomymi, dlatego są pozamykane instytucje kultury, są ograniczenia w handlu do minimum, bo chodzi o to, żebyśmy przez najbliższe 2-3 tygodnie jak najrzadziej wychodzili z domów i nie spotykali się z innymi ludźmi – podkreślił dr Grzesiowski. (PAP)
Autor: Katarzyna Krzykowska
Czytaj też:
Narodowa kwarantanna. Wicepremier Jarosław Gowin o szczegółach