SpaceX przeprowadził udany test Starshipa. Model SN15 wzbił się w powietrze, wzniósł się na pułap 10 km, a następnie wykonał trzy udane manewru – obrót na „brzuch” wraz z opadaniem, ponowne ustawienie pojazdu w orientacji pionowej, a następnie lądowanie. To pierwszy Starship, któremu udało się przyziemić. Jego starszy brat – SN10 niemal tego dokonał, ale manewr był zbyt gwałtowny i doprowadził do uszkodzeń, które po kilkunastuminutach wywołały eksplozję.
Emocje do samego końca
Również po lądowaniu SN15 w okolicy silników Raptor doszło do pożaru. Prawdopodobnie z pojazdu wydobywał się metan, który jest elementem paliwa. Płomienie udało się jednak opanować dzięki zamontowanym wokół stanowiska lądowania automatycznych armatek wodnych.
Poprzedni lot, który wykonano na modelu SN11 miał dużo poważniejsze konsekwencje. Firma Elona Muska postanowiła przeprowadzić test w gęstej mgle. Test przebiegał zgodnie z planem, aż do momentu lądowania. Wtedy to doszło do potężnego wybuchu, który rozrzucił fragmenty pojazdu po całej okolicy bazy w Boca Chica. Część spadających szczątków rakiety uchwyciły kamery obserwatorów, którzy niemal całodobowo obserwują rozwój programu.
Od SN11 do SN15
Ska przeskok z SN11 do SN15? SpaceX był w trakcie budowania SN15 jeszcze przed próbą lotu modelu SN11. Po jego eksplozji firma postanowiła, że najnowszy model ma na tyle dużo poważnych ulepszeń, że nie ma sensu budować prototypów pozbawionych tych ulepszeń.
Czytaj też:
NA ŻYWO: Starship SN15 jest gotowy do startu. Trwa tankowanie