Program Artemis, czyli plan ponownego lądowania przez ludzi na Księżycu, to jedna z najbardziej ambitnych pozostałości po administracji Donalda Trumpa. Zakładał on, że w 2024 roku na powierzchni Srebrnego Globu znów staną amerykańcy astronauci, a wśród nich pierwsza kobieta i pierwsza osoba, która nie będzie biała.
Program Artemis przesunięty
Jednak plan z kilku powodów okazał się zbyt ambitny. Pierwszy nasuwa się sam. Chodzi o pandemię. Co prawda, chociażby misja łazika Perseverance, który wylądował na powierzchni Marsa, pokazała, że nawet przy tak ostrych restrykcjach, da się przeprowadzić niezwykle złożoną misję. Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku programu Artemis, mowa m.in. o locie załogowym, co zawsze wymaga o wiele bardziej złożonych procedur i protokołów bezpieczeństwa.
Jednak problemem jest nie tylko pandemia. Opóźnienie spowodowane jest także wydłużającymi się pracami nad rakietą Space Launch System (SLS), czyli autorskiej rakiety nośnej, którą buduje NASA. Agencja nie zdecydowała się bowiem (w przypadku lotu załogowego) na skorzystanie z żadnego z dostępnych rozwiązań, w tym także tych komercyjnych. Niestety budowę SLS od początku trapiło wiele mniejszych lub większych usterek i problemów. Finalnie rakietę zmontowano dopiero w zeszłym tygodniu.
Na Księżyc najwcześniej w 2025 roku
Jednak osób, które upierały się przy dacie 2024, nie ma już ani w Gabinecie Owalnym w Białym Domu, ani na fotelu dyrektora zarządzającego NASA. Decyzje dotyczące finansowania – po długich zmaganiach i kilku cięciach – zostały również zaakceptowane przez Kongres. Do momentu startu misji Artemis I, program ma pochłonąć około 11 miliardów dolarów za samą rakietę SLS i dodatkowo około 9,3 miliarda na rozwój kapsuły załogowej Orion.
Czytaj też:
Dwóch takich, co kłóci się o Księżyc. O co chodzi w sporze Jeffa Bezosa z Elonem Muskiem?