Według ujawnionych przez „Gazetę Wyborczą” informacji Antoni Macierewicz ma zasiadać w radzie fundacji „Głos”, które prezesem jest Robert Luśnia oskarżany o to, że był tajnym współpracownikiem SB o pseudonimie „Nonparel”. Oskarżenia potwierdził sąd.
Luśnia był TW prowadzonym przez Józefa Nadworskiego, który według akt miał prowadzić także Krzysztofa (Chrisa) Cieszewskiego, obecnie eksperta zespołu ds. wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Cieszewski figuruje w archiwach SB, jednak sąd orzekł, że Cieszewski złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne i nie donosił SB.
Ponadto, według „GW” Luśnia w latach 90., gdy pełnił funkcję wiceprezesa Herbapolu Lublin miał zasilać spółkę, której współwłaścicielem był Antoni Macierewicz bez wiedzy pozostałych członków zarządu Herbapolu.
Odpowiedz resortu
W odpowiedzi na artykuł „GW” na stronie internetowej MON pojawiło się oświadczenie rzecznika resortu, który stwierdził, że spółka Agora S.A. zdecydowała się na publikację artykułu o Macierewiczu, by nie wykonywać przeprosin nakazanych przez sąd. Sam artykuł został nazwany „nieprawdziwym”.
W oświadczeniu wyjaśniono także genezę znajomości Antoniego Macierewicza z Robertem Luśnią oraz podkreślono, że obecnie minister „nie utrzymuje żadnych kontaktów” z byłym TW. „Minister Antoni Macierewicz poznał Roberta Luśnię poprzez Wojciecha Ziembińskiego, który polecił go jako młodego człowieka do pomocy w Ośrodku Badań Społecznych w 1980 r. O zarzutach współpracy Roberta Luśni z SB minister Macierewicz dowiedział się w momencie, gdy informację tę przekazał Rzecznik Interesu Publicznego weryfikując oświadczenia poselskie. Od razu Robert Luśnia został zawieszony, a następnie wydalony z Ruchu Katolicko-Narodowego i z koła poselskiego. Jest oczywiste, że wcześniej ani Wojciech Ziembiński, ani Antoni Macierewicz nie mogli wiedzieć o związkach Roberta Luśni z SB. Luśnia przed 2001 r. nie pełnił żadnej funkcji publicznej wymagającej lustrację” – napisano.
W kwestii przekazywania pieniędzy przez Luśnię ze spółki Herbapol, wyjaśniono, iż były to środki, którymi zapłacono za umieszczenie reklam w czasopiśmie „Głos”, ale działo się to w latach 90., gdy Antoni Macierewicz nie wiedział o współpracy Luśni z SB.