- Nigdy nie wziąłem od Tyszkiewicza żadnych pieniędzy, dlatego nie wiem, skąd wzięły się te zeznania - zdecydowanie zaprzecza Paweł Poncyljusz w rozmowie z "Wprost". - Rzeczywiście, w 1998 r. brałem udział w negocjacjach dotyczących układania list wyborczych, ale wysokie miejsce Tyszkiewicza wynikało z tego, że mocno forsowała go "Solidarność". Zresztą był on wtedy jedną z najbardziej wpływowych osób w warszawskim samorządzie - dodaje obecny wiceminister gospodarki.
Jak się dowiedział "Wprost", informacja o zeznaniach obciążających Poncyljusza dotarła już do premiera Jarosława Kaczyńskiego. Ze wstępnych analiz prawnych wynika, że nawet gdyby Katarzyna P. mówiła prawdę, wiceszef resortu gospodarki nie będzie miał kłopotów z wymiarem sprawiedliwości, gdyż odpłatne odstąpienie miejsca na liście wyborczej nie było w myśl ówczesnego prawa przestępstwem. O tym, czy Paweł Poncyljusz pozostanie w rządzie, zadecyduje premier Jarosław Kaczyński.