Kulisy aukcji koni w Janowie Podlaskim. "To było oszustwo aukcjonera, który musiał być w zmowie z organizatorami"

Kulisy aukcji koni w Janowie Podlaskim. "To było oszustwo aukcjonera, który musiał być w zmowie z organizatorami"

Konie
Konie Źródło: Fotolia / Steve Lovegrove
Dodano:   /  Zmieniono: 
Portal Onet.pl przytoczył szczegóły aukcji koni arabskich "Pride of Poland", która miała miejsce w ubiegły weekend w Janowie Podlaskim. Wiele kontrowersji wzbudziła m.in. dwukrotna licytacja klaczy Emiry.

Kontrowersje wzbudził nie tylko sposób przeprowadzenia aukcji, ale również wynik finansowy. W tym roku udało się zebrać milion 285 tys. euro. Jest to znacznie niższa kwota w porównaniu do średniej z ostatnich lat. Licytowano 31 koni wyhodowanych w państwowych stadninach w Janowie Podlaskim, Michałowie i Białce. Kilka koni było także z ośrodków prywatnych. Nowego właściciela znalazło 14 koni. Jak podaje RMF FM, nie sprzedano jednak połowy z pierwszej dziesiątki koni. Pięć klaczy nie osiągnęło cen minimalnych, a pozostałe sprzedano za od 90 tys. do 160 tys. euro. W poprzednich latach konie z pierwszej dziesiątki sprzedawane były za 100-200 tys. euro.

„Ja nie mogę odpowiadać za tych dżentelmenów, którzy po ringu biegali”

Klacz Emira, która miała być hitem aukcji, na samym początku sprzedana została za 550 tys. euro. Później jednak powróciła na ring i była ponownie licytowana. Finalnie kupiono ją za 225 tys. euro. – Ja nie mogę odpowiadać za tych dżentelmenów, którzy po ringu biegali. Ja nie widziałem tego numerku. Ja mogę to sprawdzić. Ja też byłem zaskoczony – komentował sprawę Karol Tylenda, wiceprezes Agencji Nieruchomości Rolnych.

„Prezesi stadnin nie mieli nic do powiedzenia”

Marek Szewczyk, wieloletni redaktor magazynu "Koń Polski" opisał na swoim blogu rozmowę ze Szwedką Annette Mattsson, która reprezentowała kupca z Kataru, który był zainteresowany pozyskaniem klaczy Emiry. Z jej relacji wynika, że licytację prowadził amerykański aukcjoner Greg Knowles. Narzucił on bardzo szybkie tempo licytacji, podawał nowe wyższe kwoty. – Problem polegał na tym, że nie było wiadomo, kto tak  naprawdę licytuje – tłumaczyła.

Marek Szewczyk w rozmowie z Onetem podkreślił, że „według aukcyjnej procedury aukcjoner powinien powiedzieć, kto wygrywa licytację”. – W tym przypadku powiedział tylko, że miejsce, do którego pojedzie klacz, zostanie podane niebawem. Kolejne podejrzenie wzbudził fakt, że po wygranej licytacji do zwycięzcy nie podszedł asystent z kontraktem. Nikt nawet nie szukał kupca – wyjaśnił. Zdaniem Szewczyka „to było oszustwo aukcjonera, który musiał być w zmowie z organizatorami aukcji, czyli z Agencją Nieruchomości Rolnych”. – Prezesi stadnin nie mieli nic do powiedzenia. Tak naprawdę rządził tam ANR i jej wiceprezes Karol Tylenda - stwierdził.

Wiceprezes ANR podał się do dymisji

Wiceprezes Agencji Nieruchomości Rolnych Karol Tylenda podał się do dymisji. Oficjalnym powodem rezygnacji ze stanowiska jest...honor. Według medialnych doniesień wpływ na decyzję wiceszefa ANR mógł mieć jednak chaos, jaki panował podczas aukcji Pride of Poland podczas Dni Konia Arabskiego w Janowie Podlaskim.

Jak twierdzi Witold Strobel, rzecznik Agencji Nieruchomości Rolnych, „umowy z osobami prowadzącymi niedzielną aukcję, podczas której m.in. główna gwiazda, klacz Emira, była licytowana dwukrotnie, podpisywał nowy prezes stadniny prof. Sławomir Pietrzak, a wiceprezes Karol Tylenda nie miał wpływu na sytuację podczas prestiżowej aukcji koni arabskich”. – Ponieważ wiceprezes jest człowiekiem honorowym, a to właśnie on był osobą, która nadzorowała całą aukcję, podjął decyzję o rezygnacji – tłumaczył rzecznik dodając, że jego rezygnacja została już przyjęta przez ministra rolnictwa Krzysztofa Jurgiela.

Czytaj też:
Zamieszanie na aukcji "Pride of Poland". Znacznie obniżone ceny, wiele koni bez nowych właścicieli

Źródło: Onet.pl / Wprost.pl