Dokument, na który powołuje się "Gazeta Polska", jest notatką służbową podpisaną przez Stanisława Żyrkowskiego, który w tamtym czasie przewodniczył Podkomisji Technicznej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego (KBWLLP). Pismo miało zostać sporządzone w sierpniu jako rezultat spotkania członków podkomisji z ekspertami towarzyszącymi płk. Edmundowi Klichowi, który był akredytowany jako przedstawiciel Polski przy rosyjskim MAK-u. Specjaliści mieli m.in. przebadać gruntownie wrak rządowego samolotu.
Z sporządzonej po tej wizycie notatki służbowej, będącej w praktyce zestawem pytań i odpowiedzi, wynika jednak, że było zupełnie inaczej. Na pytanie, w jakich badaniach technicznych szczątków Tu-154 brali udział polscy eksperci, pada odpowiedź: Nie brali udziału w żadnych. Eksperci przyznali też, że nie sporządzili żadnych sprawozdań z badań technicznych ani nie wiedzą, czy jakiekolwiek były robione. Nie doszło także do spotkania z producentem samolotu Tu-154 nr 101, ani kontaktu z zakładem, w którym rządowy samolot był remontowany, podobnie jak z producentem silników.
Zdaniem gazety, ówczesny premier Donald Tusk, któremu bezpośrednio podlegał przewodniczący KBWLLP Jerzy Miller, musiał wiedzieć o stanie prac polskich ekspertów. Stąd wniosek "Gazety Polskiej", że informacje na ten temat były ukrywane przed opinią publiczną.