Na początku konferencji premier podkreśliła, że rząd Prawa i Sprawiedliwości nie pracował i nie pracował nad prawem, które zmieniałoby aktualnie obowiązujące przepisy dotyczące aborcji. – Drugi obywatelski projekt (liberalny - red.) ustawy został odrzucony, taka była suwerenna decyzja posłów ze wszystkich klubów parlamentarnych. Wszystkie kluby były podzielone co do tej sprawy – mówiła.
Jak stwierdziła Beata Szydło, emocje, jakie narosły wokół tej sprawy, "są zbyt duże". – Odpowiedzialnością wszystkich osób publicznych i polityków jest ostudzić te emocje. Powinniśmy uszanować wszystkie opinie, poznać wszystkie zdania. Zbyt wielkie emocje są złym doradcą – wyjaśniała.
Później premier dodała, że dotyczy to też słów, które padły z ust ministra spraw zagranicznych Witolda Waszczykowskiego. - Uważam, że każdy przejaw właśnie takiego zbyt wielkiego podburzania emocji jest niepotrzebny. Dlatego wezwałam ministra do siebie i powiedziałam, że nie będę aprobowała takiego komentowania tej sprawy. I liczę, że wszyscy ministrowie się do tego dostosują. Należy emocje studzić, a nie podgrzewać - powiedziała Szydło.
Wcześniej słowa Waszczykowskiego ostro oceniła także rzecznik klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości Beata Mazurek.
Czytaj też:
Ostre słowa rzecznik PiS po słowach ministra o kobietach
Wypowiedź Waszczykowskiego
Szef polskiej dyplomacji ocenił demonstracje jako „kpinę z bardzo ważnych kwestii”, a w dzień protestu mówił, że protestujące "bawią się”. – Te kobiety kpią. Wczorajszy protest był kpiną z bardzo ważnej kwestii - mówił na antenie TVN24 Waszczykowski. - To są zagadnienia dotyczące etyki, moralności, światopoglądu, religii. Trzeba na ten temat rozmawiać poważnie, a nie przebierać się, robić happeningi, krzyczeć głupkowate hasła. To nie jest sposób rozmowy na temat życia i śmierci – dodał.
Same demonstracje określił mianem politycznych, wymierzonych w rząd i większość parlamentarną. Waszczykowski ocenił, że manifestacja w stolicy była "marginalna". Jak dowodził, "w dwumilionowej Warszawie to był margines". Ratusz podał, że w stolicy maszerowało około 30 tys. osób.