Komisja Sprawiedliwości i Praw Człowieka zajmowała się 5 października projektem ustawy antyaborcyjnej autorstwa KIU "Stop Aborcji". Podczas posiedzenia obywatelski projekt ustawy został odrzucony przez członków komisji. Za odrzuceniem projektu, który zakładał m.in. całkowity zakaz aborcji, opowiedziało się 15 członków komisji, jedna osoba wstrzymała się od głosu. Obrady poprzedził ostry spór między członkami komisji, a z posiedzenia wyszedł na pewien czas przewodniczący komisji.
Tego samego dnia zarządzono, że o godz. 23 rozpocznie się debata nad projektem ustawy antyaborcyjnej.
Zanim rozpoczęła się debata, poseł niezależny Robert Winnicki i Michał Kamiński z koła Europejscy Demokraci zwrócili się o odroczenie obrad Sejmu, by do sprawy wrócić w czwartek rano. - To jest żenujący spektakl, o godz. 17 posłowie dowiedzieli się, że sprawa uległa przyspieszeniu, później dowiedzieli się, że mają debatować. Przestraszyliście się polskich kobiet, a bardziej przestraszyliście się tego jak się przestraszyliście - mówił Kamiński. Prowadzący obrady wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka z Kukiz'15 stwierdził jednak, że te wnioski nie mogą być uznane.
Później na mównicy pojawił się Daniel Milewski z PiS, który zasiada w Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. To właśnie Milewski został wybrany jako poseł sprawozdawca komisji. – Dwa wnioski o odrzucenie tego projektu ustawy, jak również wniosek o wysłuchanie publiczne, w związku z regulaminem wniosek o odrzucenie został wybrany jako pierwszy. 17 za, 1 przeciw, 1 wstrzymując komisja wnosi, by Sejm raczył dorzucić projekt ustawy – powiedział.
W imieniu klubu parlamentarnego PiS głos zabrał Tomasz Latos. Na wstępie przypomniał, że projekt zakazujący aborcji nie został przygotowany przez PiS, ale został wniesiony do Sejmu przez obywateli. Polityk przypomniał, że w trakcie debaty sejmowej nad dwoma projektami – zakazującym aborcji i liberalizującym przepisy – PSL zgłosiło wniosek o odrzucenie tej drugiej. – Z pewnością z powodu wolności sumienia nikt w PiS nie myśli o tym, żeby karać kobiety. - zapewnił, po czym dodał, że 1/3 ciąż w Polsce, gdzie stwierdzono zespół Downa u płodu kończy się aborcją, wobec czego „będą dodatkowe inicjatywy w granicach dotyczących wspomnianej eugeniki”.
Joanna Mucha z Platformy Obywatelskiej stwierdziła, że większość rządząca „wpadła w panikę po poniedziałkowych protestach”. – My doskonale wiemy, że dla prawa nie macie najmniejszego szacunku, ale wymagamy, by procedowanie było zgodne z prawem – apelowała i ostrzegała, że "kto mieczem walki ideologicznej wojuje, ten od takiego miecza ginie”.
– Próbowaliście rozpętać wojnę ideologiczną w poprzednich kadencjach, a teraz sami wprowadziliście się w koleinę, z której trudno będzie wam trudno wyjść. Będziecie zamknięci między fanatykami religijnymi, a polskimi kobietami – dodała i przekonywała, że posłowie PiS "obudzili ludzi, którzy polityką się nie interesowali", ponieważ "polityka w brudnych butach próbowała wejść do ich sypialni". – Polki nie pozwolą byście prowadzili je jak barany na rzeź. To stado baranów was stratuje – zakończyła. Monika Wielichowska z PO wtórowała partyjnej koleżance, mówiąc, że ustawa jest "barbarzyńska”. – Zajmijcie się swoim sumieniem, nas zostawcie w spokoju. Dziś w Polsce rewolucja ma twarz kobiety. W Europie rewolucja ma twarz Polki. Wygraliśmy bitwę, wojnę też wygramy – mówiła i ostrzegała, że projekt prowadził do sytuacji, iż "to prokurator, nie lekarz będzie prowadził ciążę”.
Wojciech Bakun z Kukiz'15 zaatakował przedstawicieli partii politycznych, którzy głosowali za odrzuceniem projektów obywatelskich. Skrytykował także posłów PO i Nowoczesnej za przebieg dyskusji podczas posiedzenia Komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Zwrócił również uwagę na to, że tego samego dnia, gdy zaaprobowano na komisji wniosek o odrzucenie projektu oraz wprowadzono do porządku obrad debatę nad tą debatą, powstała „koalicja PO, PiS i Nowoczesnej”, które to partie poparły tymczasowe obowiązywanie umowy CETA.
W imieniu Nowoczesnej Joanna Scheuring-Wielgus podkreśliła, że posłowie PiS "przestraszyli się" kobiet, które strajkowały, ponieważ ci sami posłowie skierowali projekt zakazujący aborcji do prac w komisji, a dwa tygodnie później ci sami posłowie zagłosowali podczas posiedzenia komisji za odrzuceniem dokumentu. – Nie boicie się Komisji Weneckiej, nie boicie się Komisji Europejskiej, ale okazało się, ze na waszej drodze ktoś inny może stanąć – kobiety, polskie kobiety, waleczne, silne i ambitne. Walczyły w strugach deszczu o swoje prawa i się przestraszyliście – mówiła. – Ze strachu przed falą buntu społecznego wyrzekacie się tego za co dalibyście się pokroić 2 tygodnie temu. Wstyd, gdzie jest wasz honor? W 2 tygodnie oszukaliście dwie grupy społeczne, które podpisały się pod dwoma obywatelskimi projektami – dodała i przypomniała, że poseł PiS Stanisław Piotrowicz (były komunistyczny prokurator, który oskarżał w procesach politycznych – red.) "uciekł z komisji”.
Prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz w sowim wystąpieniu wykazał, że Prawo i Sprawiedliwość złamało swoją obietnicę wyborczą, która mówiła o pracach nad wszystkimi projektami obywatelskimi. – Kłamaliście rano, nocą i wieczorem. Wydawało się, że waszym węgierskim idolem politycznym jest Viktor Orban, a waszym idolem jest premier socjalistyczny Ferenc Gyurcsány, który tych słów użył i wyszła prawda na jaw. Rozczarowanie cały konserwatywny elektorat – mówił, po czym zapewnił, że w PSL każdy zagłosuje w zgodzie z własnym sumieniem, a posłowie partii rządzącej, choć powołują się na naród, czyli suwerena, to "wykorzystują" go.
Mariusz Dzierżawski, który pojawił się po Janie Klawiterze na mównicy sejmowej, powiedział, że projekt autorstwa KIU "Stop Aborcji" miał być przedstawiany przez kobietę, ale wnioskodawcy zbyt późno dowiedzieli się o posiedzeniu Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka. – To kpina z pół miliona ludzi, którzy ten projekt poparli – mówił. Później Dzierżawski przeczytał trzeci artykuł ustawy i powiedział, że "połowa ofiar aborcji to kobiety rozszarpywane w ciałach matek".
– Spór, który tutaj się toczy, dotyczy podstaw naszej cywilizacji. Czy podstawowym prawem człowieka jest prawo do życia, czy prawo do zabijania? My mówimy, że podstawowym prawem jest prawo do życia. Te dwie krótkie stroniczki są właśnie na ten temat. A są przedmiotem kłamstw, które nie zmieściłyby się zapewne w dwóch tomach – mówił Dzierżawski. Jak stwierdził, ideą przewodnią projektu jest to, by lekarze leczyli ludzi, a nie ich zabijali. – Niestety w tej chwili za państwowe pieniądze aborterzy zabijają 500 dzieci rocznie – dodał.
Dzierżawski powiedział, że nie mógł dowiedzieć się, za czasów rządów PO, jakie były przyczyny dokonywanych aborcji. – Prawie wszystkie dzieci zabija się z powodu podejrzenia wystąpienia u nich choroby. Wystarcza tylko podejrzenie. Prawdopodobnie większość z tych dzieci, to dzieci zdrowe. Pani Ewa Kopacz pełniąc funkcję ministra zdrowia, nic nie słyszałem o tym, by w jakikolwiek sposób była przeprowadzona weryfikacja tej sprawy. Być może równie starannie to pani przeprowadzała, jak przekopywała pani ziemię w Smoleńsku – mówił Dzierżawski. Wtedy też z ław poselskich wniosły się okrzyki: "hańba". Uwagę Dzierżawskiemu zwrócił wicemarszałek Tyszka, który poprosił, by ten nie odbiegał od tematu.
– Koło Europejskich Demokratów zagłosuje tym razem dokładnie tak samo, jak tydzień temu, w przeciwieństwie do posłów PiS, którzy zagłosują dokładnie odwrotnie niż tydzień temu – rozpoczął swoje wystąpienie Michał Kamiński z koła ED. Polityk przypomniał, że PiS chce wprowadzić odpowiedzialność karną za szkalowanie Polski. – Zastanawiam się jaki paragraf przyznać temu, kto zapewnił nam reklamę od Reykjawicku po Filipiny, gdzie każda licząca się gazeta napisała, robiąc nam wizerunek kraju zaufanego, który zmierza do średniowiecza – mówił.
Michał Kamiński przypomniał, że w 2007 roku posłowie PIS wraz z koalicyjną Samoobroną, LPR oraz częścią posłów PO posiadali konstytucyjną większość, ale gdy pojawił się pomysł wpisania do konstytucji zapisu o ochronie życia poczętego, PiS odmówiło. – Później PiS przegrywa wybory i jest projekt konstytucji PiS i tam jak wół stoi: "życie chronione od poczęcia do naturalnej śmierci – mówił, po czym przypomniał, że w 2015 roku "wszyscy posłowie" tej partii poparli ostrą ustawę antyaborcyjną.
Kamiński stwierdził, że PiS ma dobre wzorce, gdyż czerpie od ojca Tadeusza Rydzyka, który "sprowadził 100 tys ludzi", gdy "chodziło o jego kasę", ale nie zorganizował żadnej akcji w obronie życia, która to kwestia winna być jedną z najważniejszych dla duchownego katolickiego.
Ewa Kopacz rozpoczęła swoje wystąpienie od stwierdzenia, że w Sejmie zdarzały się "wypowiedzi mniej lub bardziej parlamentarne". – Wiemy też, że gdy ktoś reprezentował wnioskodawców, to pozwalano mu na więcej. Dlatego mam pytanie: czy w związku z tym, możemy pozwolić na całkowity brak szacunku dla polskich kobiet? Na brak szacunku, nazywając lekarzy mordercami? Czy ktoś potrafi zareagować na te ciężkie słowa? – pytała była premier, po czym na koniec jej wystąpienia wicemarszałek Tyszka wyłączył jej mikrofon.
– Chcę sprostować kłamstwa, które tutaj padły. Nikt nie wykona aborcji przy podejrzeniu wady genetycznej. Podejrzenie jest zawsze weryfikowane badaniem inwazyjnym, czyli pobraniem płynu owodniowego, co daje 100 proc. pewności – powiedziała Joanna Scheuring-Wielgus. Po wystąpieniu posłanki .Nowoczesnej, wicemarszałek Sejmu zamknął dyskusję. Po tej decyzji posłowie .Nowoczesnej i PO próbowali protestować u wicemarszałka Tyszki, ten odparł: – Państwo robią cyrk z tej izby. Ja tego cyrku tolerować nie będę. Zarządzam przerwę w posiedzeniu do godz. 10.
W trakcie całej debaty do głosu zgłaszał się poseł niezrzeszony Robert Winnicki, jednak prowadzący obrady wicemarszałek Stanisław Tyszka wykazywał, że jego wystąpienia nie są wnioskami formalnymi i przestał udzielać mu głosu.