Historię Juliana Kuleszy opisał tygodnik „Kontakty” m.in. na swoim prfoilu na Facebooku. 89-letni mężczyzna przypomniał, że oddanie konia dla obronności kraju było nakazowym obowiązkiem. – Przyszło urzędowe pismo, a w gminie wisiały ogłoszenia, żeby zgłaszać się z końmi do Komisji w Poświętnem – tłumaczył. Jego ojciec posiadał wówczas dwa konie. Postanowił oddać armii kasztanka z białą grzywą. Na początku września 1939 roku mężczyzna wraz z synem (Kulesza miał wówczas 12 lat) udali się na Komisję Poborową. – Komisja wojskowa była w dworskim lesie koło Poświętnego. Ludzie kryli się pod wysokie drzewa, bo od czasu do czasu przelatywał samolot. Przyjechali z końmi z całej okolicy. Z Drągów był tylko ojciec – wspominał Kulesza.
89-latek podkreślił, że wojsko wybierało wówczas tylko najlepsze konie. Zaproponowany przez nich kasztanek miał się spodobać przedstawicielom armii. Ojciec Kuleszy miał otrzymać za niego 700 zł zadośćuczynienia. W związku z tym, Komisja wystawiła zaświadczenie poboru konia, które upoważniało do pobrania pieniędzy. – Wojna obronna trwała krótko. 17 września weszli Rosjanie. Najpierw była okupacja rosyjska, potem niemiecka. Mój ojciec pieniędzy za konia nigdy nie pobrał, ponieważ zginął w 1944 roku – relacjonował Julian Kulesza.
W ubiegłym roku mężczyzna w kufrze po ojcu znalazł stare dokumenty. Wśród nich było zaświadczenie poboru konia z 1939 r. – Konia zabrała nam Rzeczpospolita. Po dwóch okupacjach nastała Polska komunistyczna, potem Polska Ludowa. Zastanawiałem się, kto powinien za konia zapłacić. Nie było czasu na zajmowanie się papierami – tłumaczył pytany o to, dlaczego dopiero teraz domaga się odszkodowania. 89-latek stwierdził, iż „w ubiegłym roku nowy prezydent Duda i premier Szydło mówili o sprawiedliwości i uczciwości wobec obywateli”. – Słuchałem i myślałem, że jak jest tak rzetelnie, to niech mi zwrócą dług za zabranego kasztanka – dodał Kulesza.
Mężczyzna napisał w ubiegłym roku wezwanie do zapłaty skierowane do Urzędu Skarbowego w Wysokiem Mazowieckiem. Według jego wyliczeń państwo powinno mu zwrócić 28 tysięcy złotych. W odpowiedzi urząd odpisał, że nie ma podstaw prawnych do wypłacenia odszkodowania. W związku z tym, mężczyzna skierował sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Białymstoku.