Według najnowszego projektu ustawy o Trybunale Konstytucyjnym, prezes TK byłby powoływany przez prezydenta spośród wszystkich kandydatów przedstawionych przez Zgromadzenie Ogólne w terminie miesiąca od dnia, w którym powstał wakat. Kandydatem może być każdy sędzia, który w głosowaniu otrzymał co najmniej 5 głosów. Artykuł 8 mówi m.in. o tym, że Zgromadzenie Ogólne podejmuje uchwały bezwzględną większością głosów, w obecności co najmniej 2/3 ogólnej liczby sędziów Trybunału wskazanej w art. 3 (który z kolei mówi o 15 sędziach).
Projekt PiS zakłada, że od momentu powstania wakatu na funkcji prezesa TK, do czasu powołania jego następcy pracami TK pokieruje sędzia "posiadający najdłuższy, liczony łącznie, staż pracy: jako sędzia w TK jako aplikant, asesor, sędzia w sądzie powszechnym, w administracji państwowej szczebla centralnego". Zdaniem Jerzego Stępnia, to ewidentne wskazanie na konkretnego kandydata.
– Liczy się najdłuższy staż, ale wyłącznie w sądownictwie i administracji państwowej. Czyli staże w adwokaturze i na uczelniach się nie liczą – tłumaczył sędzia. – Pani Przyłębska zostanie więc p.o. prezesa za swoje zasługi i męża, który w tej chwili, jako ambasador w Niemczech, atakuje prezesa Trybunału Konstytucyjnego Republiki Federalnej – przekonywał. Jego zdaniem po nowej ustawie autorstwa PiS widać ewidentnie, że "została napisana pod konkretne nazwiska".