Jarosław Zieliński, który przedstawiał wyniki audytu powiedział, że podczas przygotowania do wizyty, w BOR panował chaos informacyjny, a ponadto na żadnym etapie przygotowań nie sprawdzono zabezpieczenia, ponieważ nie został wyznacozny dowódca zabezpieczenia i nie przeprowadzono tzw. odprawy koordynacyjnej. – Zlekceważono przygotowanie i zadanie, jakim było zapewnienie bezpieczeństwa prezydentowi i delegacji państwowej – powiedział Zieliński i dodał, że “nie przeprowadzono w sposób właściwy rekonesansu na lotnisku, gdzie miał lądować samolot z prezydentem i delegacją”.
Wiceszef MSWiA podniósł także problem budzącej wątpliwości dokumentacji. Powiedział jednak, że nie sposób ustalić, czy doszło do fałszerstwa, więc może zająć się tym prokuratura, która otrzymała wyniki audytu.
"Świadomie nie wypełniali swoich obowiązków"
Sprawę na antenie TVP Info skomentował wiceminister spraw wewnętrznych i administracji Bartosz Kowancki. Polityk powiedział, że “ BOR zamiast podwyższyć swoją uwagę na ten zień, to zdjął ochronę na ten czas”, mimo że poziom zagrożenia był wyższy niż kilka dni wcześniej podczas wizyty w Katyniu premiera Donalda Tuska. Kownacki zdradził również, że jeden z oficerów BOR przyznał, iż podczas sprawdzania pirotechnicznego samolotu nie wszedł z psem do luku bagażowego, bo nie wiadomo było jak. – Powinny być konsekwencje dla konkretnych ludzi, którzy zachowali się w sposób niefrasobliwy. Oni świadome nie wypełniali swoich obowiązków – mówił wiceszef MON.
Przedwojenny oficer wiedziałby, co zrobić
- Mamy do czynienia z jedną osobą oskarżoną (w procesie karnym – red.), która jest kozłem ofiarnym, a odpowiedzialność ponosi cała struktura, łącznie z tym, który dowodził BOR. Nie oczekiwałbym przedwojennego honoru, gdy oficer wiedziałby co zrobić, nawet jeżeli w sposób niezawiniony dopuścił do jakiejś sytuacji. Oczekiwałbym standardów cywilizowanego państwa, nie republiki bananowej. Szef takiej instytucji, bez względu na to, czy kwalifikuje sie na zarzuty karne, zostaje odwołany i kończy karierę – powiedział.