Podczas rozmowy z Konradem Piaseckim Beata Kempa stwierdziła, że „byli oprawcy nawołują do tego, żeby wypowiedzieć posłuszeństwo państwu”. Mimo, że prowadzący rozmowę dziennikarz jedenaście razy dopytywał ją o konkretne nazwiska owych „oprawców” z czasów PRL, którzy dziś funkcjonują w przestrzeni publicznej i nawołują do nieposłuszeństwa władzy, Kempa nie udzieliła odpowiedzi. Piasecki zasugerował wówczas, że może jednym z takich „byłych oprawców” jest poseł Stanisław Piotrowicz.
– Proszę pana nie, Stanisław Piotrowicz i to chcę jasno i wyraźnie powiedzieć, szczególnie wobec wcześniejszych oświadczeń owego pana Pikula, bo tak sobie myślę, że dopóki go nie popierała PO, to jakoś pamiętał zasługi pana ówczesnego prokuratora Piotrowicza – stwierdziła. – Natomiast to przesłanie, które przeczytałam od pani Jankowskiej, muszę panu powiedzieć, że to, że nawet jeśli to by było tylko raz, to jest powód do tego, że w sytuacji, kiedy mógł i miał wpływ na to żeby pomóc kobiecie, żeby nie rozleciała się rodzina, dzieci nie trafiły do domu dziecka, żeby ona nie znalazła się w zakładzie karnym, gdzie wiadomo, jak byłaby traktowana w czasie reżimu komunistycznego, to jest naprawdę coś, co warto podkreślić – przekonywała Beata Kempa. – W tej całej wrzawie, jeśli pan pozwoli, w tej całej wrzawie jakoś wypowiedzi pani Jankowskiej za bardzo nie ma – podkreślała.
Szefowa Kancelarii Premiera zgodziła się, że należy obniżyć emerytury wszystkim, którzy pracowali w BOR, czy choćby chwilowo w milicji. Nie chciała natomiast przyznać, że na podobnej zasadzie powinien być traktowany były prokurator. – Prokuratura, prokuratura, wie pan, byli tacy ludzie na różnych stanowiskach, również w czasach PRL, którzy potrafili się odnaleźć i pomóc jeśli to tylko było możliwe, nawet z narażeniem swojej… – nie dokończyła odpowiedzi, gdyż w tym miejscu przerwano jej pytaniem o to, czy takich przypadków nie mogło być w BOR czy milicji. Kempa odpowiedziała, że tacy funkcjonariusze będą mogli to udowodnić. Nie doprecyzowała niestety, w jaki sposób.