Polski kierowca tira nie zginął od razu, a podjął walkę z napastnikiem, który w poniedziałek wieczorem zabił kilkanaście osób na berlińskim jarmarku bożonarodzeniowym. Według informacji tabloidu 37-letni Łukasz nie chciał pozwolić mordercy wjechać w tłum ludzi i chwycił za kierownicę. Kilkakrotnie został ugodzony nożem, zginął dopiero w chwili, kiedy jego pojazd już się zatrzymał. Przed ucieczką napastnik upewnił się, że polski kierowca nie żyje.
Brytyjczycy rozpoczęli na portalu gofundme.com zbiórkę pieniędzy dla rodziny mężczyzny, który zginął w Berlinie. Została założona w piątkowy wieczór i do tej pory udało się uzbierać ponad 6 tys. funtów. Celem jest 10 tys. funtów.
Autorem zbiórki jest brytyjski kierowca David Duncan. „Żadna ilość pieniędzy nie wróci Łukaszowi życia, ale mam nadzieję, że choć trochę pomoże jego bliskim” – tłumaczy mężczyzna.
Zamach w Berlinie
W poniedziałek w Berlinie doszło do zamachu terrorystycznego. Rozpędzona ciężarówka wjechała w tłum ludzi podczas jarmarku bożonarodzeniowego. Samochód miał polską rejestrację. Po ucieczce zamachowca, w kabinie pojazdu znaleziono zwłoki innej osoby. Niemiecka policja potwierdziła, że to Polak. Nad ranem służby rozpoczęły szturm na byłym lotnisku Tempelhof, które obecnie jest jednym z największych ośrodków dla uchodźców. Podano, że podejrzanym o dokonanie ataku jest 23-letni Pakistańczyk Naved B. Został on zatrzymany, jednak policja w Berlinie poinformowała około godz. 13:00, że schwytała nieodpowiedniego człowieka, a uzbrojony sprawca nadal przebywa na wolności.
Czytaj też:
Zamach w Berlinie. Co zdołano ustalić do tej poryCzytaj też:
Anis A. podejrzany o przeprowadzenie zamachu w Berlinie. Kilka miesięcy wcześniej miał zostać wydalony z Niemiec