Wszystko zaczęło się od dyskusji na Twitterze, którą wywołał dziennikarz „Rzeczpospolitej” Jacek Nizinkiewicz. Zapytał, czy są już imienne wyniki głosowania nad budżetem (słynne głosowanie w Sali Kolumnowej z 16 grudnia - red.). Z odpowiedzią pospieszyli mu inni dziennikarze, do których dołączyła się posłanka Prawa i Sprawiedliwości Joanna Lichocka (skądinąd była dziennikarka).
Lichocka napisała: „Głosy liczyli sekretarze. Nie tylko z PiS. Także z PSL. Sugerujecie im fałszerstwo”. Zaraz po tym tweecie Lichockiej, do sprawy odnieśli się Jakub Stefaniak, rzecznik PSL, a także poseł Krystian Jarubas, sekretarz Sejmu z Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Obydwaj zdementowali to, co napisała Lichocka. „Wiem na 100%, że nie liczył żadnych głosów” - pisał Stefaniak. Chwilę później głos zabrał główny zainteresowany, Jarubas. „Nie brałem udziału jako sekretarz Sejmu w hucpie jaką PiS zrobiło na sali kolumnowej” - przekazał. Jest to zgodne z prawdą, podpisu Jarubasa nie ma pod protokołami z tego głosowania.
Do tych słów odniosła się później Lichocka, która tłumaczyła, że wiedziała, że poseł Jarubas został powołany do liczenia, ale „nie wiedziała, że nie wywiązał się ze swego obowiązku”.
Poseł PSL wydał w tej sprawie oświadczenie, które zamieścił na Twitterze:
W związku z wprowadzeniem ograniczeń w zakresie dostępu dziennikarzy do parlamentu, posłowie opozycji zablokowali w piątek 16 grudnia po południu sejmową mównicę. Nie mogąc przeprowadzić głosowań w Sali Plenarnej, marszałek Sejmu Marek Kuchciński zdecydował o zmianie miejsca posiedzenia na Salę Kolumnową. W Sali Kolumnowej przyjęto m.in. ustawę budżetową. Jak informował Kuchciński, obecnych na sali było 236 posłów. Jednakże opozycja kwestionuje możliwość właściwego zliczenia głosów w tej sali. Według Platformy Obywatelskiej, zabrakło kworum podczas tego głosowania, a samo posiedzenie w Sali Kolumnowej PO uważa za nielegalne.
Czytaj też:
PiS i opozycja w politycznym klinczu