W nazistowskim obozie koncentracyjnym Auschwitz, w ramach systemu motywacyjnego więźniów, postanowiono otworzyć latem 1943 roku dom publiczny. Możliwość skorzystania z tzw. Puffu (nazwa nadana mu przez więźniów) miała podnieść wydajność – spodziewano się, że dzięki usługom prostytutek więźniowie będą pracować szybciej, lepiej i dokładniej. Na podstawie kilku przekazów wynika, że pomysłodawcą tej inicjatywy był koncern IG Farbenindustrie A.G.
Uroczyste otwarcie
Dom publiczny, zwany oficjalnie Sonderbau, istniał w obozie macierzystym na piętrze bloku 24, od sierpnia 1943 roku. Pierwszy dzień jego istnienia połączony był z uroczystym otwarciem. Mieczysław Zając, więzień obozu, wspominał to wydarzenie w taki oto sposób:
„Wszyscy więźniowie są zgromadzeni na placu apelowym, a Lagerführer z dumą na twarzy wręcza na uroczyste otwarcie pierwsze bilety do Puff'u. Wyczytuje numer taki a taki i obdarowuje wywołanego w obecności całego obozu. Tym wyróżnionym był również profesor Henryk Mianowski, bo dobrze wypełniał swoje zadanie - uczył chemii. Profesor miał naprawdę spory kłopot, by wytłumaczyć dumnemu, przekonanemu o swej racji Niemcowi nonsens tego wyróżnienia, by uświadomić mu, że kawałek chleba, czy jakaś inna Zulage bardziej zadowoliłyby go. Niemiec pogroził mu na koniec, mówiąc: „Ale niech no cię kiedyś zobaczę z jakąś dziewczyną polską, to popamiętasz!”. Potem stale się z niego nabijaliśmy: „Jak pan mógł zrezygnować z takiej nagrody?”
Wybrańców było 10. O konkretnej godzinie mieli zjawić się przy bloku, jednak Lagerführer zapomniał o nich, więc stali i czekali na mrozie ponad godzinę. W domu publicznym zamieszkały skierowane tam kobiety-więźniarki: 5 Polek, 4 Niemki i Rosjanka. Jedynie Reichsdeutschen oraz aryjczycy mieli prawo korzystać z domu publicznego. Niekiedy dochodziło do walk pomiędzy nimi o to, kto może pójść i kto ma prawo być pierwszym. Głównie uczęszczali do niego „zieloni” (przestępcy kryminalni), lecz prawo do tego mieli również więźniowie polityczni, oznaczeni czerwonymi trójkątami (ci jednak bojkotowali Puff).
Więźniowie otrzymywali Prämienscheine. Były to tzw. premie pieniężne, czyli małe, czerwone kartki, które przedstawiały wartość 1-2 marek Rzeszy (RM). W przypadku pracowników zatrudnionych na terenie IG-Farben bony miały wartość połowy marki. Wydawano je raz w tygodniu. Skazaniec, który posiadał taki bon, mógł wykupić w obozowej kantynie blankiety listów obozowych, znaczki, wodę mineralną, papierosy, pastę do zębów lub zupę ślimaczaną. Prämienschein'ami opłacano także wstęp do sali w której odbywały się przedstawienia teatralne (organizowane przez więźniów), jak również wejście do obozowego domu publicznego.
Ile kosztował wstęp do Puffu?
Początkowo wstęp do Puffu kosztował 1 RM, jednak później podwyższono cenę i wynosiła ona 2 RM. Bony pieniężne dostawano za dobrą, wydajną pracę, ale nie tylko, bowiem otrzymywali je także ci, którzy starali się przypodobać SS-manom: poprzez brutalne traktowanie podległych im więźniów bądź spełnianie ich zachcianek. Więzień, który otrzymał bon do domu publicznego, musiał się do niego zgłosić. Jeśli tego nie zrobił, wówczas ściągano go siłą. By tego uniknąć można było przekazać nagrodę komuś innemu.
Początkowo czas pobytu w Puffie trwał 10 minut, później wydłużono go do 20. Były więzień, Adam Jerzy Brandhuber, zeznał że po otwarciu Puffu głoszono w poszczególnych blokach, że władze SS dokonały tego w „trosce” o więźniów i ich zdrowie psychiczne. Dom pracował w godzinach wieczornych od zakończenia apelu do gongu oznajmiającego nocną ciszę. W niedziele pozostawał zamknięty. Personel lekarski zobowiązano do przeprowadzania cotygodniowych badań pensjonariuszek.
Puff w Auschwitz III-Monowitz.
Puff w Monowicach został urządzony w listopadzie 1943 roku. Mieścił się w drewnianym baraku nr 10 położonym w pobliżu kuchni obozowej. Otoczony był płotem z metalowej siatki. Pierwszego dnia istnienia Puffu, więźniowie z obozowej orkiestry ustawili się pod blokiem, aby przywitać mieszkanki domu publicznego. Nie zostały one jednak przywiezione na czas i dotarły sanitarką kilka dni później. Do uroczystego powitania doszło.
Do dyspozycji było 9 pokoików oraz Gesellschaftsraum, w którym urzędowała Puff Mama. Pokoiki nie były duże, miały kolorowe ściany, łóżko, stół a w oknach wisiały firanki. Każde drzwi do pokoju (zarówno w Monowicach jak i w Auschwitz I) miały umieszczony wizjer, po to, aby SS-mani mogli kontrolować, czy nie dochodzi do porozumień między więźniarką a osobą, która do niej przychodzi. Mimo to, więźniarki miały sporo informacji od korzystających z ich usług SS-manów na temat obecnej sytuacji na froncie. Podglądanie miało też na celu sprawdzanie, czy więzień nie odczuwa rozkoszy z aktu seksualnego, bowiem zbliżenie nie miało służyć nadmiernej przyjemności, a jedynie rozładowaniu napięcia. W związku z tym zwracano uwagę na to, by pozycje były stricte klasyczne.
Pensjonariuszkami było 10 więźniarek pochodzenia polskiego i niemieckiego. Z Puffu mogli korzystać wyłącznie więźniowie nieżydowscy, maksymalnie raz w tygodniu. Chętni ustawiali się na korytarzu, następnie na rozkaz wchodzili według kolejności do poszczególnych pomieszczeń. Na odgłos brzęczyka opuszczali więźniarki. W ciągu dwóch godzin odbywało się 8 takich tur, każda trwała około 15 minut. Były więzień, Eugeniusz Niedojadło zeznał, że najwięcej wizyt składali więźniowie funkcyjni z Monowic i podobozów, a także kapo z obozu macierzystego, których przywożono ciężarówkami. Opłata za wizytę wynosiła 2 RM, z czego 45 fenigów dostawała więźniarka obsługująca więźnia, 5 fenigów otrzymywała nadzorczyni, a pozostałe pieniądze trafiały na konto Główny Urząd Gospodarki i Administracji SS (SS-WVHA).
Aby zapobiec szerzeniu się chorób wenerycznych, władze obozowe zadbały o zorganizowaną kontrolę przybytku. W wyznaczone dni przybywała do domu publicznego osoba, która pełniła nad wszystkim nadzór. Były to:
- Oficer SS - najczęściej Lagerfuhrer Schöttl lub jego zastępca
- Podoficer SS
- Sanitariusz niemiecki
- Lekarz-więzień – dr Budziaszek, dr Rutkowski, dr Antoni Makowski
-
Sanitariusz-więzień – Eugeniusz Niedojadło
Lekarze-więźniowie wykonywali dezynfekcję oraz badania profilaktyczne zarówno przed jak i po stosunku. Z zeznań dra Antoniego Makowskiego wynika, że wykonywał takie badania przez okres dwóch miesięcy, średnio trzy razy w tygodniu. Mimo to, dochodziło do zarażeń. Kobieta lądowała wówczas pod barakiem rewiru i czekała na śmierć, a winowajcy szukano pośród więźniów, którzy korzystali z usługi.
Do domu publicznego zdarzały się włamania. Więzień Zygfryd Halbreich zeznał, że słyszał o awanturze, która była skutkiem przedawkowania alkoholu przez strażnika pilnującego Puffu. Nastąpiło wtargnięcie do środka więźniów i urządzenie sobie przez nich libacji suto zakrapianej alkoholem.
Kto pracował w Puffie?
Do pracy w Puffie zgłaszały się przede wszystkim Niemki. Jeśli robiły to Polki, to głównie dlatego że na wolności również trudziły się prostytucją. Ta praca nie była przymusowa, kobiety decydowały się na nią dobrowolnie. Więźniarki pracujące w domu publicznym przyjmowały klientów w pojedynczych pokojach, a spały w wydzielonych salach. Miały do swojej dyspozycji łazienkę i otrzymywały lepsze wyżywienie (nazywane przez więźniów „kurwią zupą”) często wg norm pożywienia SS-manów. Prócz tego otrzymywały jeszcze przywilej w postaci ładnego ubioru i możliwości wykonania make up'u. Więźniowie wspominali, że pensjonariuszki Puffu robiły oszołamiające wrażenie na tle obozowej rzeczywistości. Miały piękne fryzury, pomalowane oczy (najczęściej henną), nosiły dobrej jakości ubrania: niebieskie koszulki z czarnymi koronkami, delikatne szlafroczki, rajstopy, kolorowe suknie, buty na obcasach a nawet futra. Dla więźniów, którzy nie wiedzieli o Puffie, widok takiej kobiety kojarzył się z nowoprzybyłą do Lagru osobą.
Więźniarki z domu publicznego poddawano obowiązkowemu zabiegowi sterylizacji. Lekarz informował je o skutkach zabiegu, jednak one tak bardzo pragnęły przeżyć obóz, iż fakt, że w przyszłości nie będą mogły mieć z tego powodu dziecka nie robił na nich wrażenia.
Dziewczęta musiały zmieniać codziennie pokoje, by nie nawiązać więzi emocjonalnej z żadnym więźniem. Na podstawie relacji Adama Jerzego Brandhubera wiemy jednak, że i tak do tego dochodziło.
Poza tym pensjonariuszki wiedziały wcześniej, który pokój zostanie im przydzielony i dawały znaki swoim ulubieńcom. Ci starali się jak najczęściej obdarowywać czymś swoją ukochaną. Były więzień wspomniał o niecodziennym zleceniu jakie otrzymał od więźnia Biermanna i Lageraltestera, którzy pragnęli podarować dziewczętom upominek i postarali się o ładne francuskie majteczki z Kanady. Zadanie polegało na przyozdobieniu bielizny.
Dom publiczny budził skrajne emocje wśród więźniów
Więźniarki wyprowadzano codziennie na spacer poza teren obozu, w godzinach powrotu pozostałych więźniów z pracy, co świadczy o tym, że nie były one uznawane za część wspólnoty obozowej. Jednak także wobec tych dziewcząt zdarzały się ataki przemocy ze strony SS-manów. Pewnego razu w trakcie spaceru jedna z kobiet uśmiechnęła się do Rapportführera Kaduka, a ten zaczął ją bić i kopać, później zaś zbił pozostałe kobiety z Puffu. Z drugiej strony SS-mani mieli do nich słabość i w konkretnych sytuacjach nie traktowali kobiet tak, jak potraktowaliby przeciętnego więźnia. Taką sytuację nakreślił Stanisław Arent który był świadkiem, jak to od głównej bramy wejściowej wbiegł do obozu wzburzony Rapportführer Kaduk, którego niezadowolenie budziło to, że w oknie jednego z pomieszczeń na piętrze bloku 24 znajdowała się pensjonariuszka obozowego domu publicznego. Była to podobno najładniejsza więźniarka tego przybytku, Polka z Warszawy o imieniu Irka. Pomimo wrzasku Kaduka, nie myślała odejść od okna. Rozeźlony jej zachowaniem wyciągnął pistolet i zaczął strzelać, ale chybił. Każdą kobietę odsyłano po trzech miesiącach pracy w Puffie na teren obozu kobiecego, zanim jednak do tego doszło, mogły odpocząć w szpitalu. Miały prawo zatrzymać ubrania.
Reasumując, dom publiczny budził skrajne emocje wśród więźniów. Jedni korzystali z niego dla przyjemności lub z ciekawości, inni natomiast uznawali jego istnienie za poniżający i nie aprobowali tych, którzy korzystali z usług pensjonariuszek domu publicznego.
Należy pamiętać o tym, że przeciętny więzień, wygłodzony i pracujący ponad swoje fizyczne możliwości, nie miał na seks ani ochoty, ani siły. Niewątpliwą zaletą Puffu był fakt, że kobiety odwróciły poniekąd zainteresowanie funkcyjnych, którzy w mniejszym stopniu szykanowali więźniów, poświęcając czas na zdobywanie dodatkowej żywności bądź odzieży i innych drobiazgów dla swoich wybranek.
Po wojnie żadna z więźniarek oświęcimskich nie zabrała głosu w sprawie Puffu. Jedyne relacje pensjonariuszek pochodzą przeważnie od Niemek, które albo zatrudniano w domach publicznych w pozostałych obozach, albo pracowały w domach utworzonych specjalnie dla Wehrmachtu. Większość dokumentacji dotyczącej działalności domu publicznego została zniszczona w styczniu 1945.
Autorką tekstu „Prostytucja w KL Auschwitz” jest Katarzyna Okoniewska. Materiał został opublikowany na licencji CC BY-SA 3.0