Jak czytamy w komunikacie opublikowanym na stronie internetowej Prokuratury Krajowej, mężczyzna został oskarżony o zamach terrorystyczny i usiłowanie zabójstwa wielu osób przy użyciu materiału wybuchowego, sprowadzenie zdarzenia zagrażającego życiu i zdrowiu wielu osób i usiłowanie wymuszenia rozbójniczego w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Grozi mu dożywocie.
Sprawa dotyczy wydarzenia z maja zeszłego roku. Paweł R. zostawił w autobusie linii 145 urządzenie wybuchowe z zapalnikiem czasowym i opuścił pojazd. Wcześniej zadzwonił do Wojewódzkiego Centrum Powiadamiania Ratunkowego we Wrocławiu i zagroził, że jeśli nie otrzyma łącznie 120 kilogramów złota w sztabkach po 1 kilogramie za rozbrojenie 4 skonstruowanych przez siebie ładunków wybuchowych, we Wrocławiu zaczną wybuchać bomby.
Przedmiotem pozostawionym w autobusie zainteresowała się jedna z pasażerek, która powiadomiła kierowcę o podejrzanym pakunku. Ten wyniósł urządzenie wybuchowe na chodnik book przystanku autobusowego. Po chwili doszło do eksplozji, w wyniku której ranna została jedna osoba.
Eksperyment i jednoznaczne opinie biegłych
W trakcie śledztwa biegli przeprowadzili eksperymenty, by sprawdzić, jaka byłaby siła rażenia skonstruowanej przez Pawła R. bomby, gdyby wybuchła w autobusie. Chodziło o ustalenie skali zniszczeń i obrażeń ciała, jakich doznaliby pasażerowie. W tym celu skontrowano urządzenia zgodnie z instrukcją, którą inspirował się oskarżony, a następnie zdetonowano je w autokarze marki MAN (wykorzystano odpowiadający parametrom konstrukcyjnym autobus, który miał zostać zezłomowany - red.)
"W opinii biegłego z zakresu badań ogólnopożarowych wskazano, że następstwem wybuchu byłoby rozwinięcie się wewnątrz autobusu pożaru, podczas którego wewnątrz autobusu wydzieliłoby się dużo toksycznego dymu. Z opinii biegłego wynika, że w przypadku pozostawienia 19 maja 2016 roku w autobusie marki MAN urządzenia wybuchowego – odpowiadającego konstrukcyjne urządzeniu skonstruowanemu przez Pawła R. – oraz jego wybuchu wewnątrz pojazdu, istniałoby realne i bezpośrednie zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi znajdujących się w tym autobusie oraz mienia w postaci autobusu" – czytamy na stronie internetowej Prokuratury Krajowej.
„Chciał zabić jak najwięcej osób”
Z opinii drugiego biegłego wynika, że gdyby do wybuchu doszło wewnątrz autobusu, jak planował sprawca, zagrażałoby to życiu i zdrowiu wszystkich pasażerów autobusu, a także innych osób, które znalazłyby się w promieniu rażenia wybuchu, w tym osób poruszających się w pobliżu autobusu. "Wszystkie te osoby na pewno zostałyby ranne. W zależności od odległości od miejsca wybuchu, jak też szybkości udzielenia pomocy przedmedycznej, a później medycznej, zależałoby, czy osoby te poniosłyby śmierć czy też zostałyby ciężko ranne. W ocenie biegłego konstrukcja urządzenia wybuchowego pozostawionego 19 maja 2016 roku w autobusie wskazuje, że zamiarem sprawcy było spowodowanie jak największych obrażeń u jak największej liczby osób. Służyć temu celowi miało np. umieszczenie w urządzeniu wybuchowym metalowych elementów w postaci nakrętek i śrub. Także rodzaj użytego garnka wskazuje, że sprawca chciał doprowadzić do jak największej eksplozji i jak największej liczby ofiar" – wskazał specjalista.
Tę opinię potwierdził biegły lekarz, który również zaznaczył, że skutkiem wybuchu skonstruowanego przez Pawła R. urządzenia, byłaby śmierć wielu osób, a także trwałe okaleczenia z niemożnością samodzielnej egzystencji oraz długotrwałe schorzenia somatyczne i psychiczne.
"W opinii biegłych okoliczności zdarzenia jednoznacznie wskazują na chęć zabicia przez oskarżonego jak największej ilości osób spośród pasażerów (w tym dzieci) oraz spowodowania różnego stopnia uszczerbków na zdrowiu osób, które przeżyłyby zadziałanie urządzenia wybuchowego" – podsumowała Prokuratura Krajowa.