– Mam poczucie wstydu, powiększone jeszcze obserwacją wczorajszej imprezy. Wydawało się, że politycy PiS-u powinni schować się do mysiej dziury po tej kompromitacji w Brukseli. Tymczasem przypomniały się czasy głębokiego PRL-u – powiedział w sobotę Tomasz Siemoniak na briefingu prasowym. W piątek na lotnisku w Warszawie na premier Beatę Szydło czekali m.in. marszałek Sejmu Marek Kuchciński, marszałek Senatu Stanisław Karczewski, szef MON Antoni Macierewicz, szef MSZ Witold Waszczykowski, wicepremier Piotr Gliński oraz prezes PiS Jarosław Kaczyński.
Zdaniem byłego szefa MON premier Szydło wróciła „na tarczy”, bez sukcesu. – Wprowadzono opinię publiczną w błąd, że jeśli premier nie podpisze konkluzji, to szczyt jest nieważny – zauważył były szef MON. Siemoniak ocenił ponadto, że szefowa polskiego rządu jest obecnie w trudnym momencie, ponieważ „nie jest poważnie traktowana przez innych przywódców”.
Szczyty Rady Europejskiej zazwyczaj kończone są wydaniem dokumentu stanowiącego podsumowanie dyskusji oraz podjętych decyzji i zobowiązań – konkluzji. Czwartkowe spotkania przywódców państw unijnych zakończyło się jednak wydaniem: Konkluzji Przewodniczącego Rady Europejskiej. To wybieg prawny i odpowiedź na słowa szefowej polskiego rządu, która po wyborze Donalda Tuska zapowiedziała, że nie podpisze konkluzji ze szczytu. W związku z faktem, iż konkluzje wydał przewodniczący, żaden z szefów rządów lub przywódców państw nie musiał pod dokumentem składać podpisu.
W związku z tym, że Traktat o Unii Europejskiej nie wymaga jednomyślności, a jedynie większości kwalifikowanej przy wyborze przewodniczącego, głosowanie nad reelekcją byłego premiera, nie mogło stanowić przyczyny do unieważnienia decyzji szczytu.