Zdaniem byłego wiceszefa MSZ, władze PiS-u, decydując się na wystawienie kontrkandydata i brak poparcia dla Donalda Tuska sądziły, że „sytuacja jest troszkę inna”. Jak stwierdził Kowal, mogli oni sądzić, że otrzymają wsparcie z Węgier bądź Wielkiej Brytanii albo liczyć na przełożenie wyboru szefa Rady Europejskiej o miesiąc. – Gdyby się udało przełożyć bitwę o miesiąc, wtedy na przykład, dyplomacja mogłaby realnie zadziałać – ocenił Kowal. Stwierdził przy tym, że „politycznie ktoś może uważać, że Donald Tusk jest złym przewodniczącym i że trzeba doprowadzić do jego zmiany”. – Z tym się wiążą konkretne konsekwencje dla Polski, dla tej partii, ale ktoś może to po prostu po swojemu oceniać – stwierdził.
Czytaj też:
Zaskakujące doniesienia „FAZ”: Notowania Tuska spadły na dno. W reelekcji pomógł... Kaczyński
Paweł Kowal ocenił, że Jarosław Kaczyński bądź ktoś z jego otoczenia mógł uznać, że politycznie korzystne będzie osłabienie Donalda Tuska. Jego zdaniem ostra polityka Polski mogła pokazać, że „ta UE to nie jest taka rozmemłana, tylko są jakieś interesy polityczne, no i trzeba po prostu trochę powalczyć”. Przyznał jednak, że skutki takiego zachowania nie są dobre dla Polski.
Kowal podkreślił, że prywatnie uważa, że wybór Tuska w tej sytuacji był najlepszym rozwiązaniem i nie należało wywoływać politycznej wojny. – Natomiast jako komentator mogę też oddawać się dywagacjom, jakby było, gdyby na przykład ta akcja była przeprowadzona właściwie, czyli gdyby dyplomaci mieli czas na odpowiednią rozmowę, przygotowali innego kandydata, na przykład kandydata nie Polaka, bo ja uważam, że tu był też problem, że nagle się pojawia drugi kandydat, Polak – stwierdził.