Złożone przed kilkoma dniami zawiadomienie dotyczy przestępstwa polegającego na „wyłudzeniu mienia znacznej wartości”. Wróbel twierdzi, że spośród wydatków opłacanych kartą „niemal wszystkie” były prywatne. Z wyciągów z kont fundacji, do których dotarł „Fakt”, wynika, że skala rozrzutności Wiplera była spora. W zestawieniu znalazły się m.in. rachunki z drogich restauracji, rachunek za wina za 3500 złotych oraz bilety lotnicze do Brukseli, a także 8000 złotych na taksówki, którymi polityk jeździł po Warszawie.
– Wipler perfidnie mnie oszukał – mówi w rozmowie z "Faktem" Łukasz Wróbel, który skierował sprawę do prokuratury. Sam Wipler twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia, a wydatki służyły dobru fundacji. Jak przekonywał, w ten sposób finansował „wyjazdy na spotkania z wyborcami w Polsce”.
Jak czytamy na stronie fundacji na Facebooku, jej celem jest „odwrócenie obecnej proporcji pomiędzy Polakami emigrującymi i powracającymi do Ojczyzny”. Zadanie to ma realizować m.in. poprzez monitoring działań władzy, organizowanie seminariów, szkoleń, kursów i konferencji naukowych, czy fundowanie stypendiów i grantów.