Jako przykład takiego przedłużania terminu odpowiedzi Wiktor Ferfecki z „Rzeczpospolitej” wskazuje interpelację autorstwa posłanek PO: Marii Janyski i Krystyny Skibińskiej. Parlamentarzystki złożyły zapytanie w sprawie stanu realizacji obietnic Beaty Szydło – sprowadzenia wraku tupolewa i powołania międzynarodowej komisji smoleńskiej. Ta interpelacja czeka na odpowiedź już od 212 dni.
Takich przypadków jest w tej chwili w Sejmie 68 i najczęściej są ta interpelacje składane przez posłów opozycji. Jak zauważa „Rzeczpospolita”, dotyczą najczęściej bieżących spraw politycznych. Warto zauważyć, że tylko w tej kadencji posłowie wysłali 12 tys. interpelacji, więc wcześniej wspomniane 68 oczekujących przy tej liczbie nie wygląda aż tak
Posłowie opozycji są zdania, że przedłużanie tych terminów to celowe działanie, jednak z tymi opiniami nie zgadza się m.in. rzecznik rządu Rafał Bochenek. W rozmowie z „Rz” przekonuje, że niektóre z interpelacji „mają charakter polityczny”, ale zastrzega, że w Kancelaria Prezesa Rady Ministrów stara się odpowiadać terminowo.
W regulaminie Sejmu jest zapis, że posłowie mogą swobodnie kierować interpelacje do członków rządu (i domyślnie otrzymują odpowiedź „nie później niż w terminie 21 dni od dnia otrzymania interpelacji”), ale nie ma zapisu o sankcjach, jakie miałyby grozić za przekroczenie czasu na odpowiedź. Co więcej, ministrowie mają prawo do zwrócenia się do parlamentu o tzw. prolongatę, czyli prośbę o przedłużenie czasu na odpowiedź na poselską interpelację.