Kilkanaście godzin po zakończeniu organizowanego przez Platformę Obywatelską Marszu Wolności do internetu trafiło nagranie, na którym widać grupkę młodych ludzi z tęczową flagą, która została zepchnięta na bok przez straż ochraniającą uczestników demonstracji. Przedstawiciele organizacji Miłość nie wyklucza mieli ze sobą transparent z napisem „Nie ma wolności bez równości”. W ramach happeningu chcieli zwrócić uwagę liderów Platformy Obywatelskiej na problem braku regulacji dotyczących związków partnerskich. Jego uczestnicy twierdzili, że zostali „spacyfikowani, nazwani marginesem, a jeden z uczestników marszu napluł im w twarz”.
Całym zajściem oburzony był jeden z liderów partii Razem Adrian Zandberg, który napisał na swoim profilu na Facebooku, że„incydent ten był szokujący, a w takich sytuacjach widać jak na dłoni, ile warta jest europejskość PO i jaka to alternatywa dla PiS”.
Incydent skomentował na antenie Polsat News lider PO Grzegorz Schetyna. Polityk podkreślił, że jeśli faktycznie działacze LGBT zostali popchnięci, jest gotowy do przeprosin. – Jeżeli doszło do jakiejś scysji ze strażą porządkową, to mogę tylko przerosić, jeżeli był jakiś kłopot. Ale ja uważam, że albo rozmawiamy poważnie o przyszłości związków partnerskich, albo chcemy prowadzić do jakiś konfliktów – tłumaczył polityk dodając, że w jego opinii po następnych wyborach przyjdzie rozmowa także w taki otwarty sposób na temat przyszłości związków partnerskich.
Tymczasem okazuje się, że nikt nie popchnął celowo autorów happeningu z Marszu Wolności, a jego uczestnicy sami tłumaczyli, że „uprawiają mały trolling i chcą w ten sposób sprowokować polityków PO, a cała akcja została od początku zaplanowana”. Ponadto członkowie grupy podkreślili że „liczyli się z taką a nie inną reakcją ochrony i nie mają pretensji do straży marszu, ponieważ wykonywała ona swoją pracę, a ponadto jej członkowie byli kulturalni”.