Co stało się w Egipcie?
Z dotychczasowych ustaleń polskich śledczych wynika, że Polka do egipskiego kurorty Marsa Alam dotarła 25 kwietnia w ramach wycieczki organizowanej przez jedno z krajowych biur podróży. W wyjeździe towarzyszyć miał jej partner, który jednak nie wybrał się w podróż, ale utrzymywał kontakt telefoniczny z Magdaleną Żuk. To właśnie on zaalarmował touroperatora o dziwnym zachowaniu kobiety.
Z tego powodu, w porozumieniu z biurem oraz polskim przedstawicielstwem dyplomatycznym w Kairze zaplanowano wcześniej powrót Polki do kraju. Zanim jednak do tego doszło, z powodu pogarszającego się stanu zdrowia Polka trafiła do szpitala w Hurghadzie. „Tam przybyły z Polski znajomy pokrzywdzonej w obecności rezydentki biura podróży uzyskał informację, iż Magdalena Ż. zmarła w wyniku obrażeń doznanych na skutek upadku w z wysokości, z pierwszego lub drugiego piętra szpitala, w którym przebywała uprzednio w miejscowości Marsa-Alam” – poinformowała w oficjalnym komunikacie o ustaleniach śledztwa Komenda Główna Policji. Polskie śledztwo prowadzone jest w kierunku popełnienia zabójstwa, choć kwalifikacja prawna czynu może ulec zmianie.
Czytaj też:
Śmierć Polki w Egipcie. Komenda Główna Policji wydała oficjalny komunikat
Nagranie ze szpitala
Kilka dni po komunikacie policji, Telewizja Polska opublikowała nagrania z kamer przemysłowych zainstalowanych w szpitalu, gdzie przebywała Polka. Widać na nich, że około godziny 18:00 kobietę przywieziono na wózku inwalidzkim do szpitala. Po kilku godzinach Magdalena Żuk dała radę nie tylko wybiec z pokoju, ale też szarpać się z pracownikami szpitala i wyrywać się im. W końcu kobietę powalono na ziemię, obezwładniono i odwieziono na salę.
Czytaj też:
Śmierć Magdaleny Żuk w Egipcie. Pojawiło się wstrząsające nagranie ze szpitala
Śmierć Roberta Dziekańskiego i wyrok
Robert Dziekański zmarł po tym, jak 14 października 2007 roku, policjanci na lotnisku w Vancouver użyli tasera (paralizatora), żeby go obezwładnić. Jak wynikało z nagrania, które jeden ze świadków wydarzenia zrobił na lotnisku, Dziekański zachowywał się dość gwałtownie po długim locie i dziesięciogodzinnym oczekiwaniu, kiedy nikt go nie skierował do właściwej dalszej części lotniska, jednak w niczym nie zagrażał policjantom. Funkcjonariusz, który użył tasera, usłyszał wyrok 2,5 roku więzienia.
Czytaj też:
Śmierć Polaka na lotnisku w Kanadzie. Jest wyrok dla policjanta