Kobieta poleciała do Hurgady 15 czerwca 2012 roku wraz ze swoim mężem i trzema synami. Biuro podróży zorganizowało dla nich wycieczkę na quadach. – Mój quad od początku sprawiał problemy. Chyba był popsuty. W pewnym momencie zatrzymałam się. Mężczyzna, który się nami zajmował, podszedł do mnie i powiedział, że pokaże mi jak jechać. Usiadł za mną, mimo że protestowałam. Zaczął mnie obmacywać. Płakałam i krzyczałam. Ścisnął mi nogi tak, że oparzyłam się o silnik. Udało mi się uciec – mówi Katarzyna Biernacka.
Polka zgłosiła sprawę zarówno rezydentowi, jak i obsłudze czterogwiazdkowego hotelu, w którym zatrzymała się z rodziną. Kilka dni po tym, Biernacką obudził w nocy hałas. Jak opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską, wstała i zobaczyła mężczyznę, który molestował ją na quadach. Miał na sobie strój ekipy sprzątającej. Złapał ją i przyłożył do szyi scyzoryk. Jak mówi Biernacka, chciał ją zgwałcić. – To trwało sekundy. Nie wiem jak to się stało, że udało mi się wyrwać i zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. Mąż ruszył mi na ratunek, od razu pobiegliśmy do dzieci – mówi.
Na miejsce wezwano policję, kilka dni później rodzina wróciła do Polski. Katarzyna Biernacka sprawę zgłosiła do polskiej ambasady oraz MSZ. Jak mówi, nikt jej nie pomógł, każdy odsyłał do sądu i na policję. Odrzucono także jej wniosek do sądu o pozew o odszkodowanie od hotelu. – Nie miałam siły walczyć o te sprawę i tak to zostawiłam. Teraz jednak wszystko odżyło – mówi, nawiązując do głośnej sprawy Magdaleny Żuk. – Opowiadam o tym, by przestrzec Polki przed wyjazdem do Egiptu – zaznacza kobieta.
Czytaj też:
Odbyła się sekcja zwłok Magdaleny Żuk. Prokuratura poinformowała o szczegółach sprawy