– Podawał mu (ratownik WOPR - red.) koło. Mężczyzna to koło odpychał, wyślizgiwał się, absolutnie nie chciał, żeby mu udzielić pomocy. Był nagi, najprawdopodobniej pod wpływem substancji psychoaktywnych. W jednej ręce miał dowód osobisty, a w drugiej różaniec. Wykrzykiwał, żebyśmy się modlili – opowiada Gabriela Rybska z WOPR-u.
Przy brzegu Wisły mężczyzna pogryzł dwóch strażników miejskich i ratownika. Wciąż wierzgał, pluł i próbował uciec. W końcu został obezwładniony i doprowadzony do radiowozu straży miejskiej. Wciąż jednak był agresywny i nie chciał przesiąść się do karetki. Ostatecznie zarówno on, jak i strażnicy miejscy oraz ratownicy WOPR-u trafili do szpitala. Podejrzewa się, że mężczyzna mógł znajdować się pod wpływem środków odurzających.