W czwartek około godziny 23:30 na Aleje Ujazdowskie w Warszawie wjechał tir bez naczepy. Jego kierowca rytmicznym trąbieniem ogłaszał swoje przyjazne zamiary. Policyjne wozy jadące na sygnale zatrzymały go dopiero na wysokości ulicy Matejki, przy której stał już gęsty tłum manifestantów. Wcześniej ogromny pojazd mijał setki osób poruszających się od Pałacu Prezydenckiego w kierunku Sejmu oraz wracające z ulicy Wiejskiej. Jak to możliwe, że tak liczne zastępy policji dopuściły do podobnego zagrożenia? W kontekście zamachów w Nicei oraz Berlinie, w których użyto ciężarówek do taranowania tłumu, możemy mówić o wielkiej niefrasobliwości sił porządkowych.
twittertwitter
Na szczęście mężczyzna w kowbojskim kapeluszu, który siedział za kierownicą tira, był przyjaźnie usposobiony. Zatrzymał się na polecenie policji i z okna swojej kabiny machał do zgromadzonego na ulicy tłumu. Razem z protestującymi skandował hasła, domagając się od prezydenta Andrzeja Dudy zawetowania wszystkich trzech ustaw diametralnie zmieniających ustrój polskich sądów. Przeważająca część polskich i zagranicznych środowisk prawniczych wprowadzane zmiany nazywa wprost - niekonstytucyjnymi.
twittertwitter
Co groziło kierowcy, a co grozi mu teraz?
– Należy też mieć na uwadze - i to jest przede wszystkim lekkomyślność tego człowieka - że gdyby ten ciągnik nie zatrzymał się później na ostateczne wezwanie policjantów, oni mogliby później użyć chociażby broni, biorąc pod uwagę to, co stało się w krajach zachodnich. Mówimy o Berlinie, mówimy o Nicei – podkreślał w rozmowie z Wprost.pl asp. sztab. Mariusz Mrozek z Komendy Stołecznej Policji. - Wskażemy, że doszło do naruszenia kilku przepisów: m.in. nierespektowanie obowiązujących znaków, jazda pod prąd, jak też niestosowanie się do poleceń policjanta kierującego ruchem – dodawał.