Na pytanie o to, czy rozumie, dlaczego Unia Europejska jest zaniepokojona sytuacją w Polsce, Dominik Tarczyński odpowiedział, że głównym powodem jest to, że UE nie może już „całować nas w czoło tak, jak pan Junkcer (szef Komisji Europejskiej - red.) całował pana Donalda Tuska”. – Nie mogą nas już poklepywać po ramieniu mówiąc: „dobra robota” – ocenił poseł.
– Nie mogą budować Nord Stream II z Rosją bez naszej opinii o tym. Nie mogą prowadzić interesów tak, jak dotychczas. W tej chwili w Polsce mamy najniższy poziom bezrobocia od 26 lat. Mamy wzrost gospodarczy, jakiego nigdy nie było w najnowszej historii Polski. To są oficjalne dane –zaznaczył poseł Prawa i Sprawiedliwości. – Zasadniczo chodzi więc o politykę, o robienie w Polsce interesów. O „bycie dojonym” w pewnym sensie – dodał Tarczyński.
Czytaj też:
MSZ zarzuca KE pośpiech, stronniczość i brak zrozumienia. Resort wydał oświadczenie
Polityk tłumaczył, że w przeciwieństwie do poprzedników, rząd PiS chce, by Polska była silnym i dumnym krajem. – To nie są puste słowa. Chcemy być partnerem. Jesteśmy otwarci na dyskusję. Chcemy być częścią Unii Europejskiej. Nie chcemy się odłączyć od Unii Europejskiej. Nie jesteśmy populistami, nacjonalistami. Ale nie chcemy być traktowani, jak małe dzieci. Chcemy być partnerem. Chcemy być wysłuchani – mówił Tarczyński. Poseł PiS zaznaczył, że wiceprzewodniczący KE Frans Timmermans „wyraził swoją polityczną opinię”. – Nie odniósł się do żadnego zapisu ustawy, a on sam przecież nawet nie został wybrany w demokratycznych wyborach. I on próbuje nas pouczać o rządach prawa. Więcej szacunku – weźcie pod uwagę to, że chcemy być częścią tej rodziny, ale nie szanujecie nas – dodał Dominik Tarczyński.
Czytaj też:
Brytyjski dziennik: Użycie art. 7 wobec Polski grozi rozerwaniem UE