"Jest już decyzja pana premiera. To jest polecenie w stosunku do przewodniczącego komisji weryfikacyjnej pana Macierewicza. 12 luty to jest ta data, kiedy ten raport powinien trafić w ręce pana prezydenta, pana premiera, a później marszałków Sejmu i Senatu" - powiedział Wassermann w piątek w radiu TOK FM.
Zgodnie z przepisami, po sporządzeniu raportu szef komisji weryfikacyjnej przekaże go prezydentowi, premierowi i wicepremierom. Następnie prezydent przekaże raport marszałkom Sejmu i Senatu i po zasięgnięciu ich opinii, poda do publicznej wiadomości w Monitorze Polskim.
"Myślę, że to są procesy, które można przeprowadzić w ciągu kilku dni, ale nie chciałbym mówić za tych, którzy będą się zapoznawali, którzy swoje opinie będą wyrażali i w związku z tym mogą mieć określone oczekiwania" - powiedział Wassermann.
Dodał, że procedura opiniowania "zazwyczaj nie jest wiążąca, opinie przecież nie powstrzymują pewnych decyzji, mogą tylko wpływać na te decyzje". "Myślę, że tutaj głos należy do pana prezydenta" - podkreślił minister.
W jego opinii, raport będzie dokumentem tak skonstruowanym, że "nie będzie kontrowersji pomiędzy tymi wszystkimi, którzy będą go czytać i decydować o jego upublicznieniu".
"Chodzi o to, żeby tej daty nie wydłużać, żeby nie dopuszczać do sytuacji, w której wydostają się różnego rodzaju informacje i o to, by jak najszybciej zrobić to (opublikować raport) od daty, która jest możliwa w świetle obowiązującego prawa" - powiedział Wassermann.
Wedle ostatnich zapowiedzi upublicznienie raportu ma nastąpić do 15 lutego.
"Obawiam się tylko i wyłącznie o konsekwencje ujawnienia tego raportu" - powiedział w piątek b. szef WSI za rządów SLD (2001- 2005) gen. Marek Dukaczewski, spytany przez PAP, czy czegoś się obawia w związku z ujawnieniem raportu.
Stwierdził, że nie obawia się niczego w związku ze swoją osobą lub swymi kolegami z WSI. "Ale jest ogromna liczba ludzi, którzy udzielali nam pomocy; którzy często narażali życie i zdrowie; którzy uwierzyli, że ich dane będą wieczyście chronione, a znaleźli się w tej sytuacji, że informacje o nich będą upublicznione" - oświadczył b. szef WSI. "Tylko to mnie martwi, jak również konsekwencje tego upublicznienia; czy to nie spowoduje negatywnych reakcji dla naszego systemu bezpieczeństwa i obronności" - dodał.
Marszałek Sejmu Marek Jurek powiedział, że "cierpliwie" czeka na raport od prezydenta. Jak zaznaczył, przygotowując swoją opinię dla głowy państwa, będzie brał pod uwagę kryteria bezpieczeństwa państwa i bezpieczeństwa służb.
Z kolei marszałek Senatu Bogdan Borusewicz zapowiadał we wtorek, że będzie mu potrzebny czas na weryfikację informacji zawartych w raporcie komisji weryfikacyjnej WSI. Dlatego też, jego zdaniem, połowa lutego nie musi być ostateczną datą publikacji raportu.
Wassermann odniósł się w piątek także do pojawiających się w mediach przecieków z raportu. Według niego, komisja weryfikacyjna jako źródło tych przecieków to tylko jedna z możliwości - "wcale nie najbardziej prawdopodobna".
Minister stwierdził, że jeśli przewodniczący komisji weryfikacyjnej Antoni Macierewicz mówi o "100 operacjach, które opisuje", to on może zakładać, że "tam było 100 oficerów prowadzących pewnych agentów" i że "oni też nie są za bardzo zadowoleni z likwidacji WSI".
"ABW wszystkie te przypadki będzie rozważać w tym sensie, że trzeba ogarnąć sytuację wielu przecieków związanych z działalnością komisji i uwzględniać będzie także funkcjonariuszy, żołnierzy, którzy nie są już w służbie i - powtarzam - mogą mieć ochotę skompromitowania komisji, mogą mieć ochotę skompromitowania procedury weryfikacyjnej" - powiedział Wassermann.
Jak ocenił, w powstawaniu przecieków dziennikarze mają swój udział, bo im te informacje są bardzo potrzebne i bardzo dużo robią, żeby je zdobyć
pap, ss, ab