Parlament Europejski przyjął w środę rezolucję ws. praworządności i demokracji w Polsce, krytycznej wobec działań polskich władz. Władze Wspólnoty Europejskiej stwierdziły o „jednoznacznym ryzyku poważnego naruszenia wartości, o których mowa w art. 2 traktatu o UE”. Po przyjęciu takiej rezolucji, opracowanie dalszego planu działania należeć będzie do Komisji Wolności Obywatelskich, Sprawiedliwości i Spraw Wewnętrznych PE. W najgorszym wypadku procedura może doprowadzić do zawieszenia części praw członkowskich Polski w Unii Europejskiej.
Wicemarszałek Sejmu ocenił na antenie TVN24, że „przykro było oglądać to europejskie widowisko”. Jednocześnie zaznaczył, że „sankcji się nie boi”. – Jest jeszcze półtora roku do wyborów, a establishment brukselski jakoś bardzo nerwowo się zachowuje i usiłuje za wszelką cenę uzasadnić swoje funkcjonowanie, udział we władzy. To robi złe wrażenie – stwierdził.
Odnosząc się do europosłów PO, którzy głosowali za przyjęciem rezolucji, stwierdził, że „to skandal, że są tacy, którzy tak bardzo nie lubią własnej ojczyzny”. Tłumaczył, że eurodeputowani mogą mieć swoje zdanie nt. tego, co dzieje się w Polsce, jednak szóstka, która zagłosowała za przyjęciem rezolucji „nie zasługuje na to, żeby w ogóle myśleć o nich jako o przyszłych parlamentarzystach”. – Niech sobie kandydują z Niemiec, z Belgii, czy skąd chcą – dodał.
Czytaj też:
Europarlament poparł krytyczną wobec Polski rezolucję. Jak głosowali polscy politycy?