Dopiero rok po śmierci Igora Stachowiaka na komisariacie Wrocław-Stare Miasto policja na poważnie zajęła się zbadaniem przyczyny tej tragedii. Po dziennikarskim materiale wyemitowanym w TVN, pracę straciło kilku szeregowych funkcjonariuszy bezpośrednio odpowiedzialnych za rażenie mężczyzny paralizatorem w policyjnej łazience. Wszczęto też postępowanie dyscyplinarne wobec przełożonych oprawców. Po pół roku jednak śledztwo w tej sprawie umorzono, o czym znowu głośno musieli poinformować dziennikarze. Na jaw wyszło wtedy, że zdymisjonowany dolnośląski komendant wojewódzki jeszcze przez rok będzie otrzymywać wynagrodzenie.
Czytaj też:
„Fakt”: Po śmierci Stachowiaka komendant został prezesem spółki
– Czy my możemy, jako Polacy czuć się bezpieczni z taką policją za Błaszczaka? Bo błędy mogą się zdarzać, ale potem szybko muszą być wyciągnięte konsekwencje. A tu, jak widać, tych konsekwencji nie ma. Działania ministerstwa i policji zmierzają ku temu, byśmy o tej sprawie zapomnieli – opozycja jest po to, by o takich sprawach nie zapominać, żeby państwo nie było teoretyczne – podkreślał Petru na konferencji prasowej.
– Po tym, co dowiedzieliśmy się wczoraj, że wszyscy współodpowiedzialni za to uniknęli odpowiedzialności, przeszli na emerytury, a wcześniej na zwolnienia – oni też powinni zostać ukarani. A osoba, która za to wszystko odpowiada, minister Błaszczak, niech nie zrzuca winy na innych, tylko (...) uderzy się w piersi i w ramach słynnej rekonstrukcji rządu powinien być pierwszą osobą, która poda się do dymisji – mówił polityk Nowoczesnej. Dodał, że w jego ocenie szef MSWiA "dawno powinien polecieć".
Czytaj też:
Śmierć Igora Stachowiaka na komisariacie. Komendanci unikną odpowiedzialności?