Ujawnienie przez "Wprost" roli, jaką w historii dotyczącej wiedzy wywiadu wojskowego PRL o planach zamachu na Jana Pawła II odegrał dzisiejszy koordynator włoskich służb specjalnych gen. Giuseppe Cucchi, paradoksalnie powinno ułatwić katowickim prokuratorom IPN prowadzenie śledztwa.
Do tej pory bowiem władze włoskie nie śpieszyły się z udzieleniem pomocy prawnej, o którą zwrócił się do nich Instytut Pamięci Narodowej. Do dziś prokuratorzy IPN z Katowic nie dostali ani jednej kartki dokumentów z długiej listy materiałów, o które wystąpili do Włochów.
Opisując wątpliwości, jakie budzi zachowanie włoskiego wywiadu wojskowego SISMI w sprawie informacji, którą przekazał jego przedstawicielowi w Kairze latem 1986 r. ówczesny attache wojskowy PRL, zmusiliśmy do reakcji włoskie media. Już w niedzielę bowiem zainteresowały się one ujawnioną przez nas historią. Włoscy dziennikarze próbują teraz w Rzymie dowiedzieć się, jakie były losy tajnej informacji, którą ponad 20 lat temu od pułkownika Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego otrzymał ówczesny włoski attache wojskowy w Egipcie.
Być może zainteresowanie włoskich mediów tą historią byłoby mniejsze, gdyby gen. Giuseppe Cucchi nie był jednym z najbliższych współpracowników premiera Romano Prodiego, który jest oskarżany ostatnio o współpracę z KGB. Gdyby okazało się, że informacja od oficera polskiego wywiadu wojskowego przekazana Włochom w Kairze wyciekła do tajnych służb Układu Warszawskiego z winy dzisiejszego koordynatora włoskich służb specjalnych, premier Prodi i jego zausznik znaleźliby się w sytuacji niegodnej pozazdroszczenia.
Oskarżenia "Mortadeli" (tak część włoskiej prasy określa szefa włoskiego rządu) i jego otoczenia o związki z wywiadem Moskwy do tej pory były traktowane przez znaczną część włoskich mediów za niewiarygodne. Znalezienie dowodu na winę gen. Cucchiego mogłoby zadać poważny cios lewicowej ekipie Prodiego. Cios, który na pewno wykorzystałaby prawicowa opozycja we Włoszech i sympatyzująca z nią część prasy.
Przede wszystkim jednak zamieszanie, jakie wywołał wokół osoby Cucchiego nasz artykuł, może skłonić władze włoskie do szybkiego udzielenia odpowiedzi na wniosek o pomoc prawną nadesłany przez katowicki IPN.
Opisując wątpliwości, jakie budzi zachowanie włoskiego wywiadu wojskowego SISMI w sprawie informacji, którą przekazał jego przedstawicielowi w Kairze latem 1986 r. ówczesny attache wojskowy PRL, zmusiliśmy do reakcji włoskie media. Już w niedzielę bowiem zainteresowały się one ujawnioną przez nas historią. Włoscy dziennikarze próbują teraz w Rzymie dowiedzieć się, jakie były losy tajnej informacji, którą ponad 20 lat temu od pułkownika Zarządu II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego otrzymał ówczesny włoski attache wojskowy w Egipcie.
Być może zainteresowanie włoskich mediów tą historią byłoby mniejsze, gdyby gen. Giuseppe Cucchi nie był jednym z najbliższych współpracowników premiera Romano Prodiego, który jest oskarżany ostatnio o współpracę z KGB. Gdyby okazało się, że informacja od oficera polskiego wywiadu wojskowego przekazana Włochom w Kairze wyciekła do tajnych służb Układu Warszawskiego z winy dzisiejszego koordynatora włoskich służb specjalnych, premier Prodi i jego zausznik znaleźliby się w sytuacji niegodnej pozazdroszczenia.
Oskarżenia "Mortadeli" (tak część włoskiej prasy określa szefa włoskiego rządu) i jego otoczenia o związki z wywiadem Moskwy do tej pory były traktowane przez znaczną część włoskich mediów za niewiarygodne. Znalezienie dowodu na winę gen. Cucchiego mogłoby zadać poważny cios lewicowej ekipie Prodiego. Cios, który na pewno wykorzystałaby prawicowa opozycja we Włoszech i sympatyzująca z nią część prasy.
Przede wszystkim jednak zamieszanie, jakie wywołał wokół osoby Cucchiego nasz artykuł, może skłonić władze włoskie do szybkiego udzielenia odpowiedzi na wniosek o pomoc prawną nadesłany przez katowicki IPN.