Wszyscy czterej członkowie zespołu Decapitated usłyszeli zarzuty zbiorowego gwałtu. Kilka dni temu artyści wyszli z aresztu, w którym przebywali od 9 września. Jak podaje Fakt24.pl, wpływ na decyzję o zwolnieniu polskich muzyków z aresztu mogła mieć interwencja posła PiS Dominika Tarczyńskiego. Ponieważ polityk nie mógł uwierzyć w ich winę, za prywatne pieniądze pojechał do Stanów Zjednoczonych, by spotkać się z muzykami. Poseł napisał także list z prośbą o wypuszczenie członków grupy z aresztu. – Za własne prywatne, pieniądze poleciałem do Stanów Zjednoczonych, bo było dla mnie niewiarygodne, by wykształceni muzycy, ludzie z ponad dwudziestoletnią karierą, którzy podróżują po całym świecie od lat, mogli dokonać takiego czynu – mówił w rozmowie z Fakt24 Dominik Tarczyński.
Parlamentarzysta dodał, że podjął interwencję, ponieważ obawiał się o życie muzyków. – Uważam, że obywatele Polski niezależnie od tego, kim są: muzykami, dziennikarzami, politykami, górnikami, czy pielęgniarkami, powinni otrzymać pomoc, aby wszystkie ich prawa zostały zachowane. A w mojej ocenie życie muzyków Decapitated było w niebezpieczeństwie. Szczególnie wtedy, gdy przebywali w areszcie w Los Angeles. Tu chodziło więc o zapewnienie podstawowych praw obywateli Polski – dodał polityk PiS.
Co stało się po koncercie?
Po koncercie polskiej grupy Decapitated, który odbył się 31 sierpnia w stanie Waszyngton, na policję zgłosiła się kobieta, twierdząc, że została porwana przez członków zespołu. Czterej muzycy zostali zatrzymani i trafili do aresztu. Jest prowadzone śledztwo w tej sprawie. Zajście oparte na zeznaniach kobiety zostało szczegółowo opisane w „The Spokesman Review”. Według dokumentów sądowych kobieta zeznała, że została zgwałcona w łazience autobusu po koncercie. Rzekoma ofiara i jej przyjaciółka powiedziały, że po występie, starały się o zdjęcie z perkusistą innego zespołu. Muzycy z Decapitated mieli ich zaprosić na drinka w busie, którym podróżowali na trasie.
Jedna z kobiet opisywała, że była podekscytowana możliwością wejścia do busa, ale potem jeden z członków zespołu, którego później zidentyfikowano jako perkusistę Michała Ł., zaczął chwytać ją za piersi. Ta sama kobieta twierdziła, że czuła się niezręcznie, gdy muzycy zaczęli rozmawiać ze sobą po polsku, a atmosfera w busie zmieniła się i jeden z mężczyzn zaczął patrzeć na nie, jakby były „łupem”. Wówczas miała zasygnalizować przyjaciółce, że chce opuścić miejsce. Wcześniej udała się do łazienki, a wraz za nią, miał podążać wokalista Rafał P. Jak opisywała, mężczyzna zaczął ją całować i rozpinać jej pasek, jednocześnie umożliwiając wyjście z pomieszczenia. Później miał obrócić ją w stronę lustra i zgwałcić. W tym samym czasie pozostali członkowie zespołu mieli gwałcić jej przyjaciółkę. Wkrótce po opuszczeniu autobusu jedna z kobiet została zatrzymana z powodu podejrzenia o jazdę pod wpływem alkoholu. Przed sądem toczy się w tej sprawie proces.
Czytaj też:
Polscy muzycy z zarzutami porwania i zgwałcenia. Sąd wyznaczył 100 tys. dolarów kaucji