Liczne poprawki do projektu zmieniającego ordynację wyborczą posłowie PiS zgłosili w środę 13 grudnia. Jak podkreślali politycy opozycji, zgłoszenie ponad 200 poprawek do własnego projektu to coś niespotykanego w przypadku tak ważnych ustrojowo ustaw. – To jest ilość dokumentów, która miałaby być przeczytana przez państwa posłów przez kilkanaście minut – oburzał się Mariusz Witczak z PO.
Marek Sowa z Nowoczesnej dla określenia sposobu przygotowania projektu nowelizacji użył słowa – „fatalne”. Jego zdanie, cała ustawa m a na celu tylko jedno – oddanie pełni władzy i nadzoru nad Krajowym Biurem Wyborczym w ręce ministra spraw wewnętrznych i administracji, którym obecnie jest wiceszef PiS. – Była era „Misiewiczów”, teraz będzie era „Błaszczaków”. Trafią do każdej gminy, do każdego powiatu. 5 tysięcy „Błaszczaków” już jest w drodze – oceniał.
Powierzenie kwestii wyboru szefa Krajowego Biura Wyborczego MSWiA to nie jedyna istotna zmiana w ordynacji wyborczej. Projekt PiS zmienia też liczbę kadencji, które będą mogli sprawować wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast, ograniczając ją do maksymalnie dwóch. Kadencje rad gmin, powiatów oraz sejmików wojewódzkich miałyby być z kolei wydłużone do pięciu lat. Dodatkowo o wyborze członków Państwowej Komisji Wyborczej miałby decydować Sejm, a nie jak do tej pory Trybunał Konstytucyjny, Sąd Najwyższy i Naczelny Sąd Administracyjny.