– Internista będzie mógł dyżurować na chirurgii, chirurg na ginekologii, a ginekolog na kardiologii. Strach pomyśleć, czym skończy się to dla chorych – podsumował skutki nowego rozporządzenia Ministerstwa Zdrowia Maciej Hamankiewicz, prezes Naczelnej Izby Lekarskiej. Co dokładnie zakłada rozporządzenie z 19 grudnia? Umożliwia ono zlecanie lekarzom przez dyrektorów szpitali dyżurowania na kilku oddziałach na raz.
Pomysł resortu zdrowia ma być odpowiedzią na protest lekarzy, masowo wypowiadających tzw. klauzule opt-out. Na taki krok zdecydowało się już ponad 3500 lekarzy, w tym 1800 rezydentów. Opt-out oznaczało, że medycy godzili się na pracę powyżej dozwolonych przez przepisy 48 godzin pracy tygodniowo, ratując w ten sposób niewydolny system. Kiedy szpitalom zagroziła wizja paraliżu, minister Radziwiłł wymyślił, by dodatkowo obciążyć pracą tych, którzy na protest się nie zdecydowali.
To właśnie przeciwko temu pokerowemu zagraniu sprzeciwił się Zarząd Główny Związku Zawodowego Anestezjologów. W ich ocenie opiera się ono jedynie na „zmniejszeniu liczby personelu medycznego w polskich szpitalach i w drastyczny sposób zwiększeniu ryzyka oraz częstości wystąpienia zdarzeń niepożądanych u hospitalizowanych pacjentów, spowodowanych brakiem odpowiedniej liczby personelu medycznego”.
Anestezjolodzy jako grupa szczególnie drastycznie odczują skutki planowanych przez Ministerstwo Zdrowia zmian. Mniejsza ilość lekarzy w sytuacjach, gdy o życiu pacjentów decydują sekundy, prawie na pewno oznaczać będzie większe ryzyko dla pacjentów. To stąd brak ich zgody na unik ministra i zapowiedź, że wszelkie tego typu przypadki będą zgłaszać do mediów oraz odpowiednich służb.
„Po ewentualnym wejściu w życie wymienionego projektu rozporządzenia, wszystkie zdarzenia niepożądane w szczególności dotyczące zgonów hospitalizowanych pacjentów związane z brakiem personelu medycznego będą podawane do publicznej wiadomości i zgłaszane organom ścigania” – zapowiada ZG ZZA.