Treść opinii z IES okryta jest na razie tajemnicą. Dziennikarki „Rzeczpospolitej” ustaliły jednak, że nie zamyka ona śledztwa ws. wypadku ówczesnej premier Beaty Szydło. Okazuje się bowiem, że brakuje w niej ważnych informacji z odczytów rejestratorów, mogących dotyczyć m.in. prędkości, z jaką jechało auto wiozące szefową rządu.
Problemem byl zapis jednego z portów w rejestratorze, którego nie udało się odczytać najlepszym biegłym z Politechniki Krakowskiej. – Nie wiemy, do czego odnosi się zapis z tego portu – czy np. do sygnałów dźwiękowych, prędkości czy też jakichś innych kwestii – poinformował w rozmowie z dziennikiem prok. Rafał Babiński.
Z tego względu śledczy postanowili zwrócić się o pomoc do specjalistów z Niemiec. Ekspertyza ma przyjść w ciągu trzech tygodni, a następnie ma zostać przedstawiona biegłym z Instytutu im. Sehna. To oni ocenią, czy nowe ustalenia będą miały wpływ na ocenę przebiegu wypadku.
Wypadek rządowej kolumny
Przypomnijmy, że do wypadku ówczesnej szefowej rządu doszło na ulicy Powstańców Śląskich w Oświęcimiu 10 lutego. Gdy kolumna rządowych samochodów wyprzedzała fiata seicento, 21-letni kierowca tego auta skręcił w lewo, czym zablokował drogę pojazdowi szefowej rządu. Kierowca Beaty Szydło, by zminimalizować szkody również odbił w lewo, jednak na poboczu znajdowało się drzewo, w które uderzył. W wyniku wypadku poszkodowana została premier oraz dwóch funkcjonariuszy BOR, którzy znajdowali się razem z nią w samochodzie.
Dla zrekonstruowania dokładnych okoliczności zdarzenia kluczowe są m.in. informacje o prędkości, z jaką poruszały się auta z rządowej kolumny, a także ustalenie, czy pojazdy miały włączony sygnał dźwiękowy i świetlny.