Do śmierci Igora Stachowiaka doszło w maju 2016 roku na komisariacie Wrocław-Stare Miasto. 23-latek został rażony paralizatorem, również w policyjnej toalecie. W TVN24 pokazano nagranie z kamery, która była przymocowana do paralizatora. Mężczyzna był nim rażony w momencie, gdy był zakuty w kajdanki, a na to nie zezwalają przepisy. Po dziennikarskim materiale, szeregowi funkcjonariusze odpowiedzialni za incydent odeszli ze służby, ale nie ponieśli konsekwencji. Wszczęto też postępowanie dyscyplinarne wobec przełożonych oprawców oraz zdymisjonowano ich.
Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, wobec komendanta wojewódzkiego policji Arkadiusza Golanowskiego i jego zastępcy Piotra Niziołka toczyło się postępowanie dyscyplinarne w związku z ukrywaniem okoliczności śmierci Igora Stachowiaka. Tak samo było w przypadku komendantów miejskich Dariusza Kokornaczyka i Arkadiusza Małeckiego. Po wyemitowaniu materiału na temat śmierci Stachowiaka wszyscy czterej poszli na długotrwałe zwolnienie lekarskie oraz złożyli wnioski o przejście na emeryturę.
Komendanci mieli nie tylko uniknąć odpowiedzialności dyscyplinarnej ale również otrzymać odprawy w wysokości sześciomiesięcznej pensji, czyli od 45 (komendant miejski) do 60 tysięcy złotych (wojewódzki). Golanowski do września będzie dodatkowo pobierał świadczenie w wysokości 100 proc. ostatniego uposażenia. W związku z przejściem funkcjonariuszy na emeryturę postępowania dyscyplinarne wobec nich zostały umorzone.
Czytaj też:
Ujawnił aferę Stachowiaka, trafi do więzienia? Policjanci donieśli na dziennikarza do prokuratury