Zgłoszony w tej kadencji przez PiS temat podwyższenia opłaty paliwowej o osiem groszy za litr był już szeroko dyskutowany. Po fali oburzenia wśród posiadaczy samochodów rząd wycofał się z pomysłu. We wtorek 6 marca kwestia ta powróciła jednak pod lekko zmienioną postacią. Ministerstwo Energii postuluje wprowadzenie tzw. opłaty emisyjnej, której wysokość wynosiłaby osiem groszy plus VAT za każdy litr benzyny.
Państwowe koncerny paliwowe Orlen i Lotos natychmiast po ogłoszeniu planów ministerstwa zapewniły, że klienci nie odczują żadnej zmiany. Chcą wziąć opłatę na siebie. Oznaczałoby to, że wynoszący około 20 groszy na litrze zysk obie firmy pomniejszyłyby niemal o połowę. – Ta opłata jest tak marginalna, że mamy odwagę wziąć ją na siebie – przekonuje szef Lotosu Marcin Jastrzębski.
„Dbałość o środowisko”
– Zachowanie zasad zrównoważonego rozwoju oraz dbałości o środowisko dla kolejnych pokoleń jest obowiązkiem nas wszystkich. PKN ORLEN od lat czyni wszelkie starania by trzymać się tych zasad. Analizujemy sytuację w kontekście wszystkich uwarunkowań makroekonomicznych i rynkowych i dzisiaj co do zasady zyskujemy przekonanie, że wprowadzenie opłaty emisyjnej nie będzie skutkować wzrostem cen dla naszych klientów detalicznych – dodawał w oświadczeniu Zbigniew Leszczyński, Członek Zarządu ds. Sprzedaży PKN ORLEN.
Miliony dla Funduszu Niskoemisyjnego Transportu
Rząd szacuje, że w wyniku nałożenia nowego podatku w 2019 roku zbierze dodatkowe 1,7 mld złotych, z czego 340 mln złotych przeznaczy na Fundusz Niskoemisyjnego Transportu. Dlaczego to ważne? „Z punktu widzenia możliwości wykorzystania środków z Funduszu Niskoemisyjnego Transportu PKN ORLEN jako producent paliw może aplikować o finansowanie projektów mieszczących się w zakresie zdefiniowanym przez Fundusz” – czytamy w oświadczeniu spółki. Według Stałego Komitetu Rady Ministrów w ciągu 10 lat przychody FNT miałyby osiągnąć 6,75 mld złotych.
Czytaj też:
Kaczyński: Zapadła decyzja o wycofaniu projektu nowej opłaty paliwowej