Według informacji uzyskanych przez dziennikarzy śledczych RMF FM, Dariusz S. przyznał się do udziału w napadzie na willę Piotra Jaroszewicza i Alicji Solskiej-Jaroszewicz. Mężczyzna miał jednak twierdzić, że nie uczestniczył w zabijaniu, a jedynie dokonywał kradzieży. Przypominamy, że tylko w ten sposób mógł ubiegać się o status małego świadka koronnego. Opcja ta jest wykluczona w przypadku przestępców skazanych za zabójstwo lub kierowanie grupą przestępczą.
Dzięki statusowi małego świadka koronnego Dariusz S. będzie mógł liczyć na nadzwyczajne złagodzenie kary lub nawet warunkowe zawieszenie jej wykonania. W przypadku tego typu współpracy z organami ścigania sąd nie ma innego wyjścia. Warunkiem jest oczywiście udzielenie informacji, dzięki którym możliwe będzie zatrzymanie pozostałych sprawców przestępstwa.
Niewyjaśniona zbrodnia
Zabójstwo Piotra Jaroszewicza i jego żony pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych zbrodni lat 90. Do morderstwa doszło w nocy z z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w warszawskim Aninie. Pytań w sprawie brutalnej zbrodni jest wiele: nie wiadomo, kim byli sprawcy, jaki był ich motyw działania, ani jak dostali się do willi.
Mordercy spędzili w niej wiele godzin, w trakcie których brutalnie torturowali byłego premiera. Nad ranem ciupagą zacisnęli pasek na jego szyi, co spowodowało zgon Jaroszewicza. Alicja Solska została związana i położona w łazience, gdzie przebywała przez cały czas, gdy sprawcy pastwili się nad jej mężem. Nad ranem 1 września zabito ją strzałem w tył głowy ze sztucera. Ciała ofiar odkrył około godziny 23 ich syn.
Początkowo śledczy brali pod uwagę motyw rabunkowy zbrodni, choć nie miało to pokrycia w rzeczywistości – z willi nie zginęły cenne przedmioty, jak np, biżuteria. Policja szybko zatrzymała podejrzanych – czterech recydywistów. W październiku 1998 r., po dwóch latach poszlakowego procesu, ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił ich z braku dowodów winy. O taki wyrok wnosił wtedy sam prokurator. Już na początku śledztwa popełniono wiele uchybień – nie zabezpieczono śladów w miejscu zdarzenia, nie zbadano zamka do drzwi wejściowych, a także zabrudzeń, które znajdowały się przy wejściu.
Hitlerowskie archiwum
W 2007 roku, po doniesieniach medialnych, Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji postawiło tezę, że zabójstwo Jaroszewiczów miało związek z archiwum hitlerowskim, którego część Jaroszewicz zatrzymał w Radomierzycach w 1945 jako pułkownik LWP, gdzie dotarł wraz z Tadeuszem Steciem i generałem Jerzym Fonkowiczem. Dokumenty trafiły następnie do prywatnego archiwum Jaroszewicza. Według nieoficjalnych ustaleń, zawierały informacje kompromitujące polityków z różnych krajów. Sprawę opisywał m.in. tygodnik „Wprost”.
Czytaj też:
Zabójcze archiwum
Nowe dowody i śledztwo
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w czerwcu 2017 roku wszczęła nowe śledztwo w związku z pojawieniem się uznawanych za zaginione dowodów. Dziennikarz Tomasz Sekielski poinformował wówczas o znalezieniu folii daktyloskopijnych z niezidentyfikowanymi w latach 90. odciskami palców z miejsca zbrodni. Dokonane przez niego odkrycie skłoniło śledczych do powrotu do tajemniczej sprawy z 1992 roku. Zaginięcie kluczowego dowodu odnotowano pod koniec 2005 roku, kiedy to analitycy z policyjnego Archiwum X zauważyli, że w aktach brakuje trzech folii ze śladami niezidentyfikowanych odcisków palców.
Odciski pochodziły z przedmiotów znajdujących się na miejscu zabójstwa – były na ciupadze oraz okularach Jaroszewicza oraz na drzwiach szafy znajdującej się w jego gabinecie. Wcześniej ustalono, że nie należały one do Jaroszewiczów, ich rodzin, znajomych ani policjantów. Po przeprowadzeniu poszukiwań, udało się odnaleźć tylko jedną folię, zawierającą odciski palców zdjęte z ciupagi. Mimo zastosowania systemu automatycznej identyfikacji palców (AFIS), nie udało się wówczas zidentyfikować osoby, która je zostawiła.