Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowa Ratunkowego otrzymali zgłosznie od kobiety, która twierdziła, że jej mąż oraz kolega zostali porażeni piorunem w okolicach Giewontu w Tatrach. TOPR-owcy próbowali się skontaktować z turystami za pomocą telefonu. Usłyszeli, że mężczyźni faktycznie są poparzeni, jednak twierdzili, że nie potrzebują pomocy i samodzielnie zejdą na Halę Kondratową.
Naprzeciw turystom wyszedł jeden z ratowników, który prowadził w pobliżu inną akcję ratunkową. Po krótkiej rozmowie po turystów wyjechał samochód TOPR z centrali. Kiedy mężczyźni weszli do auta, uznali, że nie potrzebują jednak jechać do szpitala. „Podczas podpisywania druków o odmowie transportu do szpitala, jeden z turystów zasłabł i upadł na ziemię. Spowodowało to kolejną zmianę ich decyzji. O godz. 19.22 ratownicy dostarczyli ich do szpitala” – napisano w komunikacie TOPR.
Jak się okazało, turyści dość późno zdecydowali się na wyjście na Giewont. Podczas podejścia zaczął padać deszcze i słychać było oznaki zbliżającej się burzy. Mimo to kontynuowali wejście. Gdy byli w pobliżu Krzyża poraził ich piorun. Doznali poparzeń, a jeden z nich niedowładu kończyn.
Czytaj też:
Zwłoki znalezione w okolicach Morskiego Oka. To prawdopodobnie 29-letni Malezyjczyk