Jarosław Ł., ps. „Masa” przed laty pogrążył gang pruszkowski. Kilka dni temu informowaliśmy o tym, że najsłynniejszy w kraju świadek koronny trafił do aresztu pod zarzutem wyłudzeń kredytów, korupcji i płatnej protekcji.
Czytaj też:
Najbliższe trzy miesiące „Masa” spędzi w najnowocześniejszym więzieniu w Polsce
Rozmowa prowadzona była za pośrednictwem pełnomocnika najsłynniejszego świadka koronnego w Polsce, mec. Franciszka Piątkowskiego, który odwiedził Jarosława Ł. w areszcie. – Wciąż jestem zaskoczony. Przyjechali do mnie około 6 rano i zatrzymali. Nie wiem, czemu wymiar sprawiedliwości tak ze mną postępuje. Mam nadzieję, że ta sprawa się jak najszybciej wyjaśni – mówi "Masa".
– Te zarzuty są śmieszne albo związane z drobiazgami. Jeśli chodzi o te prawie 700 tys. zł, to kredyt został wzięty legalnie i był spłacany. Tymi pieniędzmi miałem pomóc pewnemu znajomemu, który niestety zbankrutował. To był kredyt na większą budowę w stolicy, ale osoba, która miała nieruchomości i miała zajmować się wybudowaniem budynków, po prostu splajtowała i zaczęły się problemy – zaznacza "Masa".
Jarosław Ł. czuje się oszukany. – To są błahe, absurdalne zarzuty i przygotowane po to, żeby mnie tylko umieścić w zakładzie. Jest to robota polityczna, sprawa polityczna i chcą ze mnie zrobić kozła ofiarnego. Teraz pokazuje mi się plecy? Dlaczego? Czy powodem jest zażyłość z tym naczelnikiem z Łodzi? Znamy się od lat, jesteśmy od lat kolegami. A może nie podobała się komuś moja działalność jako twórcy literackiemu? – domniemywa.