Kolejny zatrzymany wz. z katastrofą w "Halembie"

Kolejny zatrzymany wz. z katastrofą w "Halembie"

Dodano:   /  Zmieniono: 
Policja zatrzymała sztygara z kopalni "Halemba" w Rudzie Śląskiej. Jest on drugą osobą podejrzaną w związku z listopadową katastrofą, w której po wybuchach metanu i pyłu węglowego zginęło 23 górników.

Zatrzymany to 38-letni Robert K., mieszkaniec Rudy Śląskiej, pracownik działu wentylacji w "Halembie". Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gliwicach Michał Szułczyński powiedział PAP, że mężczyzna odpowie za sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób i straty materialne w wielkich rozmiarach. Grozi za to do ośmiu lat więzienia.

"Trudno nam komentować fakt zatrzymania sztygara. To decyzja prokuratury, która zabezpieczyła wszystkie dokumenty w tej sprawie" - powiedział PAP rzecznik kopalni "Halemba" Jan Sienkiewicz.

We wtorek takie same zarzuty usłyszał odpowiedzialny za sprawy bhp nadsztygar z prywatnej firmy "Mard", 56-letni Stanisław B. Firma "Mard" na zlecenie kopalni wykonywała prace przy likwidacji ściany wydobywczej 1030 metrów pod ziemią. Pracowało w niej 15 spośród 23 zabitych górników.

W środę rano gliwicki sąd aresztował Stanisława B. na trzy miesiące. "Za stosowaniem tego środka zapobiegawczego przemawia surowa kara grożąca podejrzanemu i obawa utrudniania przez niego postępowania" - powiedział Szułczyński.

Jak zaznaczył, obaj podejrzani mężczyźni nadzorowali pracę górników na zmianie A - porannej - która wyjechała na powierzchnię. Zginęli ci górnicy, którzy zjechali pod ziemię później. "Obie te osoby wiedziały o zagrożeniu, jednak nie zdecydowały o przerwaniu prac" - podkreślił Szułczyński.

Zdaniem prokuratury, Stanisław B. i Robert K. nie dopełnili obowiązków dotyczących bhp w kopalni - dopuścili do prowadzenia prac w warunkach zagrożenia wybuchem pyłu węglowego, nie wyprowadzili załogi z zagrożonego rejonu, mimo przekroczonych stężeń metanu. W ten sposób - uznali śledczy - sprowadzili niebezpieczeństwo dla życia lub zdrowia wielu osób i straty materialne w wielkich rozmiarach.

Jak wynika z ustaleń postępowania, w czasie zmiany A przekroczone stężenia metanu kilkakrotnie doprowadzały do wyłączenia prądu w rejonie prowadzonych prac, mimo to pracownicy dozoru nie wycofali załogi.

Prokuratorzy i policjanci nie wykluczają kolejnych zatrzymań w prowadzonym śledztwie. Ciągle trwają przesłuchania świadków i inne czynności. Poza prokuraturą wszelkie okoliczności wypadku bada komisja powołana przez prezesa Wyższego Urzędu Górniczego (WUG). Kolejne posiedzenie komisji ma się odbyć w czwartek.

O tym, że w rejonie kopalni "Halemba" prowadzono roboty górnicze mimo przekroczenia dopuszczalnych stężeń metanu komisja WUG informowała już w styczniu w opublikowanym sprawozdaniu. Prezes WUG Piotr Buchwald mówił wówczas, że w toku prac komisji potwierdzają się sygnały o nieprawidłowościach w kopalni, a ich skala może być większa, niż sądzono. W sytuacji, kiedy stężenia metanu są przekroczone, załoga powinna zostać wycofana z zagrożonego rejonu, a prace przerwane. Z ustaleń komisji wynika, że tak się nie stało.

Komisja potwierdziła też fakt wybuchu pyłu węglowego, poprzedzonego zapaleniem i wybuchem metanu w części ściany 1. Wstępnie wykluczono możliwość zapalenia metanu wskutek iskier, powstałych w wyniku tarcia liny o metalowe elementy wyposażenia wyrobiska. Wykluczono też możliwość zapalenia metanu przez używane w rejonie ściany lampy osobiste górników.

pap, ss