– W dniu dzisiejszym będzie zaangażowanych około 80 funkcjonariuszy. Działania będą prowadzone z lądu, wody i powietrza. Z lądu będą to podchorąży Szkoły Głównej Służby Pożarniczej, którzy będą przeszukiwali teren między wałem a wodą metr po metrze, aby wszelkie ślady bytności tego węża odnaleźć – poinformował Łukasz Darmofalski ze straży pożarnej w Piasecznie.
Część strażaków przeszuka wyspy znajdujące się na Wiśle, szukając śladów bytności węża. Z powietrza poszukiwania będą prowadzone za pomocą dronów, które będą nagrywać obszar poszukiwań, a powstałe nagrania będą później analizowane w celu znalezienia śladów pozostawionych przez węża.
Początek akcji
Wszystko zaczęło się w sobotę 7 lipca, kiedy Służba Ochrony i Ratownictwa Zwierząt Animal Rescue Poland poinformowała na Facebooku, że dostała zgłoszenie o znalezieniu wylinki węża. Patrol służby pojechał na wskazane miejsce nad Wisłą, leżące na terenie gminy Konstancin-Jeziorna. Znaleziono tam wylinkę o długości 5,3 metra i obwodzie ok. 0,5 metra. Według eksperta należała ona do dorosłego pytona tygrysiego. Wszystkie znalezione ślady świadczą o tym, że historia z wężem nie jest żartem i groźny gad rzeczywiście pozostaje na wolności.
Na komisariat policji w Piasecznie zgłosił się mężczyzna, który przed kilkoma tygodniami zawiózł swojego pytona tygrysiego nad Wisłę. Tam zwierzę wzięło udział w sesji zdjęciowej. Fotograf zapewniał jednak dziennikarzy „Wyborczej”, że wszystkie posiadane przez niego gady są dobrze zabezpieczone, a poszukiwany wąż musiał należeć do kogoś innego.
Rozmówca „Gazety Wyborczej” potwierdził, że zajmuje się sesjami zdjęciowymi, w których często nagie modelki za jedyne okrycie mają właśnie wypożyczane od niego żywe węże. Przyznał, że posiada pytona tygrysiego, i że był z takim wężem nad Wisłą przed kilkoma tygodniami. Zwrócili na to uwagę internauci, ponieważ fotograf chwali się zdjęciami znad tej rzeki w mediach społecznościowych. Na policję udał się po to, by wyjaśnić, że to nie jego zwierzę jest teraz poszukiwane przez lokalnych funkcjonariuszy.
Fotograf domyślił się, że to właśnie jego mógł widzieć przelatujący w okolicy Wisły paralotniarz, który przekazał potem mediom, że ktoś próbował wyrzucić gigantycznego węża do Wisły. Dodał jednak, że znaleziona przez aktywistów z fundacji Animal Rescue zrzucona przez węża skóra nie mogła należeć do żadnego z jego zwierząt. – Ja jeździłem na plażę w Wilanowie, a oni szukają go w Gassach. Wąż porusza się wolniej niż człowiek, może przebyć kilkaset metrów, ale nie taką odległość – mówił dziennikarzom. Policjanci faktycznie ustalili, że wąż dostrzeżony przez paralotniarza nie był tym, którego poszukują polskie służby.