Napisy „PZPR” na oknach i drzwiach, hasła „Czas na sąd ostateczny” na chodniku. W Wąbrzeźnie i Golubiu Dobrzyniu zdewastowane zostały biura polityków Prawa i Sprawiedliwości. W rozmowie z Onetem jeden z poszkodowanych, senator Andrzej Mioduszewski, poinformował, że sprawą zajmuje się już policja. – To chyba jakaś ekipa przejazdowa, bo te same hasła na szybach i na posadzce wymalowano w Wąbrzeźnie i Golubiu-Dobrzyniu – podkreślił.
Zdaniem polityka, agresji dopuszczają się ci, którzy nie mogą się pogodzić z rządami PiS. – Są grupy polityczne, którym zależy na agresji, bo to jest ich sposób na walkę. Cała klasa polityczna jest za to odpowiedzialna, ale odpowiedzialne są też media – zaznaczył Mioduszewski. Jak dodał, ważny jest pluralizm, dyskusja, możliwość zaprezentowania swojego zdania, ale też brak przyzwolenia na agresję.
Odnosząc się do napisu „PZPR”, senator podkreślił, że on sam był w Solidarności i walczył z ówczesną władzą. – Wiem, że niektórzy członkowie PiS należeli do PZPR, ale sama przynależność jeszcze nie dyskredytuje. Najważniejsze jest, co człowiek robił przez ostatnie 25 lat – przekonywał Mioduszewski. – Jeśli chodzi o pana Piotrowicza, to trzeba wskazać wyraźnie, co robił i komu zaszkodził. Ja też nie jestem od tego, żeby zwalniać członków PiS. To są decyzje analizowane przez władze partii – mówił senator w rozmowie z Szymonem Pieżgą z Onetu.
Czytaj też:
Tajemnicza rozmowa Piotrowicza z „panią prezes”. Twierdzi, że to... jego żona