Polak, który w Grecji przebywał wraz z rodziną na urlopie, nie kryje żalu do tamtejszych służb. Jak mówił, ewakuacja była źle zorganizowana i nastąpiła zbyt późno. – Nie poinformowano nas o zagrożeniu pożarem – mówił pan Jarosław. Mieszkaniec Wysokiej alarmował obsługę hotelu, że ogień nadchodzi. Pracownik miał jednak uspokajać go twierdząc, że nic się nie dzieje. – Cały hotel zaczął się palić. Kazano nam uciekać w ostatniej chwili – relacjonował Polak. Jak podkreślił, nie było zorganizowanej ewakuacji, a wszyscy po prostu uciekali w popłochu.
„Byłem szczęśliwy, że się uratują”
Pan Jarosław przyznał, że sam nakłonił żonę i syna, by dołączyli do osób, które ewakuowano łodzią. On sam się nie zmieścił. – Widziałem jak odpływają. Byłem szczęśliwy, że się uratują – mówił. – Pomocy żadnej nie było. Pomoc dopiero przyszła po trzech godzinach, już po pożarze, jak się uspokoiło – dodawał.
Niestety, łódź wraz ze wszystkimi pasażerami zatonęła. Nikt się nie uratował. TVP Info podkreśla, że zdaniem części ekspertów, ewakuacja mieszkańców okolic kurortu Mati przebiegała w sposób niezorganizowany i została podjęta zbyt późno. Ogień rozprzestrzeniał się z kolei błyskawicznie, bowiem towarzyszył mu silny wiatr wiejący z prędkością do 100 km/h.
Czytaj też:
„Czuliśmy, jak ogień pali nam plecy”. Wstrząsające relacje ocalałych z pożarów Grecji
Tragiczne pożary w Grecji