– Aby upewnić się, że kobieta nie żyje, założył jej na głowę torbę foliową i zawiązał – opisywał zdarzenie Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi. Artur W. miał schować ciało 20-latki w wersalce. W mieszkaniu podczas zabójstwa był 2,5 letni syn Kai z poprzedniego związku. Artur W., po ukryciu ciała kobiety, odwiózł chłopca do rodziny w Zduńskiej Woli, a potem uciekł. Został aresztowany kilka dni później w Koszalinie.
20-latka została zamordowana w nocy z 14 na 15 sierpnia 2017 roku. Według podejrzanego, chłopiec spał w trakcie awantury, jednak miał się obudzić później, w nocy. Artur W. twierdzi, że chłopczyk nie widział ani momentu zabójstwa, ani ciała matki. Prokurator przyznał, że śledczy mają jednak poważne zastrzeżenia co do tej wersji. 29-latek ciało zamordowanej partnerki miał ukryć dopiero następnego dnia. Zeznał, że nie miał pewności, czy na pewno nie żyje. Jej ciało skrępował sznurem, na głowę kobiety założył torbę i owinął kołdrą. Ofiarę umieścił później w wersalce, na wierzchu której położył jeszcze jedną wersalkę.
Zanim tragiczna prawda o morderstwie wyszła na jaw, 20-letniej Kai przez kilka dni szukała rodzina. Strażacy weszli do mieszkania Artura W. przez okno, stwierdzili, że nikogo w nim nie ma. Na tej podstawie funkcjonariusze z Łodzi wysłali do Zduńskiej Woli informację, że mieszkanie zostało sprawdzone i nie ma w nim poszukiwanej. Dopiero 10 dni później na prośbę dziennikarzy i rodziny lokal został ponownie sprawdzony. Wówczas znaleziono ciało 20-latki.
Czytaj też:
Wpadli, gdy przewozili fragmenty zwłok w dziecięcym wózku. Mogli zabić nawet 20 kobiet