Na rządowym zapleczu słychać obawy o to, jakie będą polityczne koszty afery, która uderza w wizerunek PiS jako partii rozliczającej mityczne układy. Brak zgody na komisję śledczą może te wizerunkowe straty zwiększać, potęgując wrażenie, że PiS ma coś do ukrycia. Zwłaszcza że sam powołał w tej kadencji dwie komisje śledcze – do zbadania afery Amber Gold i niedawno, komisję vat-owską.
Zarówno one, jak i inne komisje śledcze powoływane w ostatnich latach, nie zajmują się jednak poważnym wyjaśnianiem afer, bo służą wyłącznie celom politycznym (wyjątkiem była komisja do zbadania śmierci Olewnika). Mimo tego, czasem przy okazji tych politycznych przepychanek, odkryty zostaje jakiś nieznany fragment sprawy. Dlatego niedawno pisałam, że mimo takich wątpliwości powinna powstać komisja śledcza do zbadania afery taśmowej. Po 4 latach działań prokuratury i służb wciąż nie wiemy bowiem, kto stał za nagrywaniem i jakie były jej kulisy.
Afera KNF dopiero wybuchła, PiS więc powtarza, że nie ma teraz powodu powoływać komisji, bo prokuratura i służby reagują, wyjaśniają sprawę. 9 lat temu, w listopadzie 2009 r. rządząca Platforma zgodziła się jednak na powołanie komisji śledczej w sprawie afery hazardowej – miesiąc po jej wybuchu. Na czele komisji postawiła swojego posła, Mirosława Sekułę, który kompromitował się niemal na każdym posiedzeniu. Nie zaszkodziło jej to specjalnie politycznie, bo 2 lata później wygrała kolejne wybory. Teraz jednak do wyborów zostało niespełna kilkanaście miesięcy, a powołanie komisji, która ma uprawnienia śledcze, mogłoby przynieść niekontrolowany rezultat. Opozycja może więc co najwyżej powołać parlamentarny zespół, który nie ma takich ustawowych umocowań.