„Gazeta Wyborcza” dotarła do Wawrzyńca Rybaka z Regionalnego Centrum Wolontariatu w Gdańsku czyli podmiotu odpowiedzialnego za organizację finału WOŚP w tym mieście. Rybak podkreślił, że organizatorzy nie wiedzą, skąd Stefan W. miał przepustkę dla dziennikarzy. – Według naszej oceny to nie jest nasz identyfikator. Możliwe, że mężczyzna sam wykonał dla siebie plakietkę, ale to już ustala policja. My nie widzieliśmy tej plakietki. Każdy przedstawiciel mediów był zobowiązany do noszenia identyfikatora na szyi, na smyczy. Plakietki nie były imienne – zaznaczył.
Nie było go na liście
Organizatorzy zamówili 50 takich plakietek, z czego odebrano 19. Dziennikarz ubiegający się o wstęp na wydarzenie musiał pokazać legitymację prasową, a także wpisać się na listę, gdzie podawał nie tylko swoje imię i nazwisko, ale również nazwę redakcji. Na tej liście nie ma nazwiska Stefana W.
Jak podaje „Wyborcza”, plakietka noszona przez 27-latka różniła się od tych wydawanych przez organizatorów. Obie miały białe tło, ale na „oryginalnej” znajdował się biały napis „media”, a na przyniesionej przez Stefana W. napis był niebieski. Na identyfikatorze mężczyzny znalazły się także logotypy sponsorów i organizatorów wydarzenia.
Czytaj też:
Kolejne zatrzymania za groźby w internecie. „Widać, że to dyspozycja polityczna”
27-letni Stefan W. trafił do aresztu