Zainteresowanie sprawą zarobków w NBP to pokłosie publikacji „Gazety Wyborczej”, której dziennikarze ujawnili, że jedna z współpracowniczek prezesa Glapińskiego – Martyna Wojciechowska – zarabiała około 65 tys. zł miesięcznie. Trzy projekty ustaw dotyczące ujawnienia zarobków osób sprawujących funkcje kierownicze w NBP wniosły kluby PiS, PO-KO i Kukiz'15. Prawo i Sprawiedliwość proponowało ponadto, żeby wynagrodzenie dla ludzi na poszczególnych stanowiskach w banku kształtował sam zarząd NBP z zastrzeżeniem, że „maksymalne wynagrodzenie nie może przekroczyć 0,6-krotności wynagrodzenia całkowitego prezesa NBP”.
Komisja zaproponowała podczas 5-godzinnego posiedzenia m.in. poprawkę, że maksymalne wynagrodzenie w NBP nie może przekroczyć 0,6-krotności wynagrodzenia całkowitego prezesa banku, jednak nie będzie to dotyczyć wiceprezesów oraz członków zarządu NBP. Komisja wyszła też z propozycją wydłużenia do 14 dni vacatio legis w ustawie.
W środę 30 stycznia głos w sprawie nowelizacji zajął Europejski Bank Centralny. EBC twierdzi, że planowane zmiany w sprawie płac w NBP są niezgodne z zasadą niezależności finansowej a ustawodawca nie wziął pod uwagę pewnych aspektów w tym wpływu potencjalnego obniżenia wynagrodzeń na zdolność NBP do zatrudniania i zatrzymywania niezbędnych pracowników.
- Opinia publiczna jest zszokowana, że asystentka prezesa NBP zarabia więcej niż prezes NBP. To wywołało dyskusję. Chcieliśmy jawności, klub PO złożył taki projekt - mówiła Krystyna Skowrońska. Po tej wypowiedzi złożyła wniosek formalny o wycofanie projektu PiS z obrad, którym posłowie zajmą się w bloku głosowań. Posłowie PiS złożyli także poprawkę do projektu - proponują, by wprowadzić limit zarobków. Wynagrodzenie pracownika banku centralnego nie mogłoby przekroczyć 60 proc. całkowitych poborów prezesa NBP. Jak zapowiedział Andrzej Szlachta, szef sejmowej komisji finansów, sprawa wróci 20 lutego.
Czytaj też:
Posłanka PO blokowała mównicę w Sejmie, bo została wykluczona z obrad