O sprawie poinformowała osoba z białostockich organów ścigania, która mówi, że 90 procent z około 400 podpisów jest sfałszowanych. W tej sprawie zarzuty usłyszały dwie osoby. Jedna z nich twierdzi, że podrabiał podpisy i kierował procederem obecny wiceminister cyfryzacji Adam Andruszkiewicz. – Powiedziałem prokuraturze to co trzeba. To jest taka kwestia że chciałoby się to wyrzucić z pamięci. Nie chcę o tym mówić – mówi Paweł P., jeden z podejrzanych i były członek Młodzieży Wszechpolskiej. – Nie było nas dużo, może pięć-sześć osób. Na ekranach były zeskanowane listy z danymi. Andruszkiewicz i Wojciech N. mówili, że mamy przepisywać je do arkuszy – opowiada. Jak wyjaśnia, po wypełnieniu list wymieniali się arkuszami i składali podpisy. Z akt prokuratury i tego, co mówi w rozmowie z „Superwizjerem” Paweł P., mieli to robić wszyscy – także Andruszkiewicz i Wojciech N. – jeden z jego najbliższych współpracowników.
Dziennikarze „Superwizjera” podają, że część sfałszowanych nazwisk to nazwiska dawnych kolegów ze szkoły, a część pochodzi z akcji zbierania podpisów w sprawie zakazu aborcji. Ponadto, w sprawę zamieszany ma być też m.in. Marek Czeszkiewicz – zaufany człowiek Mariusza Kamińskiego. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że osoby, które trafiły po wyborach do prokuratury w Białymstoku odwlekają decyzje procesowe ws. polityków prawicy. Reporterzy twierdzą, że śledczy już kilka miesięcy temu chcieli przeszukać mieszkanie Andruszkiewicza, jednak zablokowała ich Prokurator Regionalna Elżbieta Pieniążek.
Pytany o to, czy fałszował podpisy, wiceminister cyfryzacji zapewnia, że „absolutnie nie”. – Ja w tej sprawie nie mam żadnego statusu. Nie jestem świadkiem, ani oskarżonym, ani podejrzanym – twierdzi. Dodaje też, że nie ma nad nim „parasola ochronnego”. Stwierdził ponadto, że „nie zna” zeznań byłych członków Młodzieży Wszechpolskiej. – Na pewno podpisów nie fałszowałem. To jest kwestia dla prokuratury, mnie w tym śledztwie nie ma – mówi.
Oświadczenie wiceministra
„Oświadczam, że nigdy nie fałszowałem ani nie kazałem fałszować podpisów, a rzekome oskarżenie mnie przez jednego z podejrzanych (!) jest nieprawdziwe, co w razie konieczności udowodnię przed sądem” – zaznaczył w oświadczeniu zamieszczonym na Facebooku Andruszkiewicz. Dalej ocenia, że materiał „Superwizjera” jest „kontynuacją trwającej od dwóch lat oszczerczej kampanii medialnej, mającej na celu wyeliminowanie go z walki o zmiany w Polsce”. Dodaje, że „nigdy nie wpływał na przebieg opisanego postępowania prokuratorskiego” i wskazuje, że nigdy nie przedstawiono mu w tej sprawie zarzutów. Zapewnia też, że jest do „pełnej dyspozycji” prokuratury. „Wobec redakcji i osób, które powielają fałszywe oskarżenia wobec mnie jako osoby niewinnej, będę kierował odpowiednie działania prawne. Nie pozwolę, na bezkarne niszczenie mojego dobrego imienia” – poinformował.
Dzień później Andruszkiewicz doprecyzował, że jeszcze w tym tygodniu wystąpi na drogę prawną. „. Żadne partie czy media nie mają prawa wydawać wyroków, manipulując i dokonując publicznego linczu!” – przekazał.
twitterCzytaj też:
Były szef MSWiA o dochodzeniu ws. Andruszkiewicza: To rekord Guinessa